czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział 53

-Violetta! Co się dzieje?-zerwał się z łóżka Leon. Ja nic nie odpowiedziałam tylko dyszałam.-Violu.
-Miałam dziwny sen.-Leon nic nie odpowiedział tylko minie przytulił, a ja wtuliłam się w jego ciało.
-Już wszystko dobrze-pocieszał mnie chłopak.
-To było bardzo dziwne, najpierw takie straszne, potem taka łąka, a później łóżko obsypane czarnymi różami...czy to coś mogło znaczyć?-"odkleiłam" się od Leona i spojrzałam mu prosto w oczy. On również w nie patrzył. Nic nie mówił. W pewnej chwili się uśmiechną.-Co się śmiejesz? Ja tu koszmary przeżywam, a ty uśmiechnięty!
-Ja się nie śmieje! Tylko tak troszkę przesadzasz.
-Troszeczkę?-kiwnął głową-troszeczkę to przesadzasz ty!
-Ale..!
-Nie ma żadnego ale!-uśmiechnęłam się.
-No okeej. Violu, a jak się czujesz po wczorajszym?
-Leon.
-Nie Violu. Nie bój się mi możesz zaufać-kiwnęłam lekko głową-Powiedz mi czy do czegoś doszło? Ale tak na prawdę.
-Nie. Nie doszło.-wydusiłam z siebie po dłuższej chwili.

Leon
Gdy tylko Violetta powiedziała, że do niczego nie doszło, bardzo się ucieszyłem, że nic się jej nie stało.
-Yy..to ja idę do łazienki-chciała wstać, ale jej nie pozwoliłem-co się tak patrzysz?-zapytała.
-Puszcze cię pod jednym warunkiem-uśmiechnąłem się i pokazałem palcem na policzek. Violetta chyba domyśliła się co chce powiedzieć.
-Nie przesadzasz już dzisiaj troszkę?-zapytała, ale zanim zdążyłem odpowiedzieć pocałowała mnie w poli.. w usta?
-Co to było?-zapytałem zdziwiony.
-Nie podobało ci się?-posmutniała.
-Oczywiście, że mi się podobało!-krzyknąłem, łapiąc ją za ręce-ale nie spodziewałem się tego, że pocałujesz mnie w usta. Nigdy jeszcze tego nie robiłaś. Samaa..
-Kiedyś musi być ten pierwszy raz-uśmiechnęła się.
-Dobra, zmykaj. Bo ja też muszę skorzystać z toalety-poganiałem ją.
Violetta szybko zeskoczyła z łóżka i "poleciała" do innego pomieszczenia, zabierając ze sobą potrzebne rzeczy.

30 min później
-VIOLETTA.!-krzyczałem
Już pół godziny siedzi w tej łazience. I co? I nic! Mogę ją sobie wołać. Jak i tak się nie odezwie.
-Violu! Kotek! Długo jeszcze?-zapytałem miłym głosem, ale i tak nic nie odpowiedziała. Co za człowiek!
-Violetta do cholery!-krzyknąłem po dłuższej chwili i otworzyły się drzwi.
-Leon do cholery! Nie krzycz tak!-wydarła mi się prosto do ucha.
-Ciszej, bo bębenki mi pękną w uszach.
-O to chodzi-uśmiechnęła się.
-O co tyle krzyków?!-wparowała głośno do pokoju Francesca-Ludzie! Opanujcie się! Tu jeszcze wszyscy śpią! Jest dopiero 7 rano!
-Fran, spokojniej-zaśmiałem się-Wiesz, dziękujemy za tą informację, ale ja sobie sam poradzę. Paa..-zamknąłem jej drzwi przed nosem.
-Nie ładnie tak-powiedziała do mnie Violetta.
-Oj tam skarbie..
-Idź się kąpać. Przecież tyle się dobijałeś do drzwi.
-Okej, pójdę, ale ty tu grzecznie poczekasz-uśmiechnąłem się i zamknąłem drzwi na klucz-i tak nie masz wyjścia.
-Ale Leon!
-Paa miśku mój-pocałowałem ją w policzek.
-Chamsko!-krzyknęła, ale ja już zamknąłem się w łazience.

Violetta
Leon się tyle na mnie darł, a sam już siedzi 40 min w tej cholernej łazience! I do tego nigdzie nie mogę wyjść, bo Pan Debil zamknął drzwi. Nawet nie zdążyłam się do końca ogarnąć. Idę do niego, na pewno już wyszedł.
Podeszłam do drzwi nie pukając w nie. Nacisnęłam na klamkę i dębowe drzwi się otworzyły. Byłam trochę zdziwiona, że się nie zamknął w niej. Cóż. Uchyliłam je i kuknęłam. Zobaczyłam, że Leon dalej siedzi w kabinie prysznicowej. Weszłam po cichutku i zaczęłam robić swoje (malować się i poprawiać włosy).
W pewnej chwili drzwi od kabiny odsunęły się, a w nich stanął nagi Leon (widziałam odbicie w lustrze). Obróciłam się i popatrzyłam się na niego. Pewnie nie zauważył mnie, bo w pomieszczeniu unosiło się bardzo dużo pary wodnej.
-A ty tak będziesz stał?-zapytałam powracając do malowania.
-Violetta?!-zapytał bardzo głośno. Natychmiast schował się w kabinie-Jak ty tu weszłaś?
-Normalnie, nie zamknąłeś drzwi-uśmiechnęłam się, rzucają mu ręcznik.
-Yy..Violu, mogła..
-Tak. Już czekaj tylko schowam kosmetyki.
Zrobiłam to i wyszłam z łazienki. Po chwili Leon znalazł się obok mnie.
-Czemu weszłaś? Wiedziałaś, że zajęte-oburzył się.
-No wiedziałam-uśmiechnęłam się i przybliżyłam do chłopaka-ale wiesz co?
-Co?
-Masz śliczne ciało i ten-zaśmiałam się- no i takie umięśnione.
-Aa.. dziękuję-uśmiechnął się-ale to nie wyjaśnia dlaczego weszłaś do łazienki bez pozwolenia.
-Wiem, że nie chodzi ci o to-mówiłam z uśmiechem.
-To o co, jak nie o to?
-O to, że zobaczyłam cię "gołego"...
-Yy..no to też.
-Ale nie rozumiem. Od jakiegoś czasu chcesz "to" zrobić, a jak zobaczyłam cie tu, to się oburzasz o to. A i tak wcześniej czy później bym cię pewnie zobaczyła.-uśmiechnęłam się.
-No w sumie, ale..
-Dobra temat skończony. Otwieraj drzwi i idziemy na śniadanie.
-Ale moje włosy!-krzyknął, a ja zachichotałam i podniosłam ręce wysoko w celu ułożenia włosów mojemu chłopakowi.
Po chwili byliśmy już na dole razem z naszymi przyjaciółmi. Jak zwykle na powitanie, ktoś o coś musiał się czępiać.
-Już się wykrzyczeliście?!-zapytała krzykiem Camila.
-Dziewczyno ciszej, jest dopiero 8 rano-zaśmiał się Leon, za co dostał od niej poduszką-A to za co?!
-Zawczasu.
Po tym "wydarzeniu" poszłam z dziewczynami do kuchni zrobić śniadanie, a chłopcy poszli na taras rozłożyć stół i krzesła.
-Podajcie miskę-poprosiła Naty.
-Violu, jeśli mogłabym zapytać. O co wczoraj poszło?-zapytała Fran.
-Yy..nie ważne.
-Okej, rozumiem. Jak nie chcesz mówić to cię nie zmuszam-powiedziała brunetka i powróciła do szykowania posiłku.
-To nie tak. Ja po prostu nie chcę o ty mówić.
-Wiem, spokojnie. Rozumiem cię.

30 min później
Jesteśmy już po śniadaniu. Wszystko jest ładnie posprzątane i poukładane na swoje miejsca. Wszyscy leżą na leżakach przed basenem. Opalamy się. Nawet chłopcy, co mnie bardzo zdziwiło, jak na nich to cud.
-Ej! Co wy na to, żeby po powrocie wybrać się gdzieś na dłuższy czas na jakąś wyspę, takie mini wakacje?-zapytał Marco




Przepraszam, znowu ;c ale nauka, nauka i nauka. To mnie przerasta -.-. Czytajcie i komentujcie. Pozdrawiam <3

wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 52

...a w nich stanął Leon.
-Co ty do cholery robisz?!-krzyczał rzucając się na Diego, który siedział na łóżku. Ten natychmiast zaczął się bronić. A ja wystraszona zakryłam się kołdrą. Chłopaki nadal się szarpali, a ja płakałam. W pewnej chwili w progu zobaczyłam Francesce, ale zaraz znikła. Pewnie pobiegła po chłopaków. Popatrzyłam się na chłopaków. Diego miał już rozwalony nos, leciała z niego krew. Za to Leon nie miał żadnego śladu.
Z wrzaskiem do pokoju wbiegli chłopaki z dziewczynami. Pierwsze co, to próbowali rozdzielić Leona i Diego. Udało im się. Ja nadal płakałam, bałam się.
-Wyjdźcie!-krzyknął Leon-Wszyscy!
Wszyscy wykonali zadanie Leona i wyszli. Zostaliśmy sami. Leon podrapał się po głowie i podszedł do mnie, siadając na łóżku.
-Violu...czy doszło do czegoś?-zapytał niepewnie. Popatrzyłam się na niego ze łzami w oczach.
-Ni..nie-wydukałam i rzuciłam mu się na szyję. Przytuliłam go bardzo mocno.
-Na szczęście...-westchnął-Przepraszam.
-Ni..nie masz za co..-mówiłam pociągając nosem.
-Mam..nie posłuchałem cię. Wtedy byśmy się nie pokłócili i Jego by tu nie było..
-Le..on..
-Tak?
-Ni..c ni.e mów..przy..tul moc..niej..-powiedziałam i na tym skończyła się ta niezręczna rozmowa.
Przytulałam się do niego jeszcze długo, aż w pewnej chwili usnęłam.

Leon
Violetta usnęła wtulona we mnie. Bardzo żałuję, że jej nie posłuchałem. Będę musiał jej to jakoś wynagrodzić. Tak bardzo mi jej szkoda. To taka nie winna osoba. Rozmyślając, usłyszałem przychodzący sms na telefon mojej dziewczyny. Lekko położyłem dziewczynę na łóżko, przykryłem i nie pewnie wziąłem różowego iPhona do rąk. Odblokowałem.
-pięćset dwadzieścia sześć, końcówka-powiedziałem cicho- "I jak podobało się, Hmm? Musisz to kiedyś powtórzyć! Bo chyba nie było tak źle. "-przeczytałem.
O co chodzi? To jest nie możliwe. Nie, ja tego tak nie zostawię. Popatrzyłem się na szatynkę, która słodko spała. Dzisiaj mu odpuszczę, ale jutro popamięta.
Przebrałem się i położyłem koło Violi, przytuliłem ja do siebie i odpłynąłem do krainy Morfeusza.

Violetta
(sen)

Ocknęłam się na ciemnym podwórku - leżałam na wilgotnej trawie. Nie pamiętałam, żebym wychodziła z domu. Wolałam, żeby moja mama nie zobaczyła mnie tutaj, w piżamie, w samym środku nocy. Nakrzyczałaby na mnie i dostałabym dożywotni szlaban na wszystko.

    Nagle napłynęła gęsta jak mleko mgła i zmieniła wygląd całego mojego domu i pobliskiego lasu. Panowała głucha cisza, a księżycowa poświata oświetlała drzewa i nienaturalnie wydłużała ich cienie. Nagle usłyszałam muzykę. Trochę przytłumioną, ale niezwykłą
i tajemniczą. Nigdy takiej nie słyszałam. Przykuła moja uwagę, bo dochodziła z lasu. Bezwiednie ruszyłam w głąb drzew i zarośli. Nie odczuwałam zimna ani nie czułam pod swoimi stopami ściółki leśnej. Czułam się, jakbym unosiła się nad ziemią. Upewniło mnie to w przekonaniu, że to tylko bardzo realistyczny sen.

            Wciąż szłam. Im wyraźniej słyszałam muzykę, tym bardziej zmieniał się krajobraz wokół mnie. Może to i było to samo otoczenie, w którym dorastałam, ale cień wykrzywił jego kształty i uczynił go groźnym i drapieżnym. Nigdy wcześniej nie zwróciłam uwagi na cierniste zarośla w pobliżu ścieżki lub na to, że gołe gałęzie drzew przypominają szpony potwora. Zaczęłam się bać.

            Gdy wydawało mi się, że źródło muzyki znajduje się tuż za rogiem, muzyka dobiegała moich uszu z innej strony. To było jak zabawa w kotka i myszkę. Miałam dość. Zaczęłam biec. Nagle zauważyłam prześwit między drzewami. Ruszyłam w tym kierunku. Potknęłam się o wystający kamień i runęłam jak długa. Otarłam sobie dłonie do krwi. Szybko podniosłam się, wytarłam ręce o spodnie piżamy i pobiegłam dalej. Gdy wyszłam na otwartą przestrzeń, skąd pochodziła smuga światła, ujrzałam przed sobą ścianę cierni. Labirynt. Zaczęłam się wycofywać z powrotem do lasu. Niestety, tam gdzie był przedtem las ujrzałam wielką, ciemną przepaść. Zostały mi tylko jedno wyjście – iść dalej. Puściłam się sprintem.

            Od chwili, gdy weszłam w gęstwinę pełną kolców, straciłam orientację w terenie. Ściany zwężały się z każdym moim krokiem, jakby chciały mnie pochłonąć. Byłam
w pułapce z cierni, która zaciskała się w grobowym uścisku. Oddychałam coraz szybciej
i płyciej. Kątem oka zauważyłam prześwit światła w jednej ze ścian. Postawiłam wszystko na jedną kartę. Wbiegłam z impetem w ścianę ostrych kolców.

            Gdy otworzyłam oczy, znalazłam się na symetrycznie okrągłej polanie. Wokół mnie rozciągała się łąka pełna polnych kwiatów. Niedaleko na malutkiej rzeczce, widniał drewniany mostek. Powoli wstałam i spojrzałam na siebie, sprawdzając jak bardzo jestem poraniona po wpadnięciu na ścianę z cierni. Wiedziałam, że jak się obudzę, będę cała
i zdrowa, ale i tak odczuwałam lęk o swoje zdrowie. Zdziwiłam się. To, co ujrzałam było niewiarygodne. Powinnam mieć zadrapania i rany na całym ciele, a nawet jedno otarcie
nie „zdobiło” mojej śnieżnobiałej, alabastrowej skóry. Ubrana byłam w zwiewną, letnią sukienkę o kolorze lawendy. Moje kasztanowe loki swobodnie spływały po ramionach. Byłam w szoku.

            Znalazłam w końcu źródło tajemniczej muzyki – był to stary adapter na płyty winylowe. Nagle dźwięki ustały. Ruszyłam lekkim krokiem w jego kierunku, by zobaczyć co się stało i dlaczego urządzenie przestało grać.

- Skąd się tu wzięłaś? – spytał mnie aksamitny męski głos.

            Szybko się obejrzałam za siebie. Przede mną stał wysoki chłopak ubrany w dżinsy i czarną podkoszulkę z wizerunkiem czaszki. Miał boskie ciało i twarz anioła. Chodzący ideał, który nie powinien istnieć w żadnym świecie. Młody mężczyzna ukłonił się nisko, jak za dawnych czasów. Miał gęste, kruczoczarne włosy i ciemne, hipnotyzujące oczy. Gdy spojrzałam w jego tęczówki, wydawało mi się, jakbym spadała do ciemnej przepaści. Poczułam się bezradna i zdezorientowana.

 - Kim jesteś? – spytałam tajemniczego gościa.
 - Ważniejszym pytaniem jest to, kim ty jesteś i skąd się tu wzięłaś, jagniątko. – odpowiedział
 - Co cię zagnało do jaskini lwa?

            Stanęłam nieruchomo, bojąc się ruszyć. Chłopak w tym czasie przybliżył się do mnie
i natarczywie przyglądał mi się. Poczułam się nieswojo.

 - Dlaczego nazywasz siebie lwem? Dlaczego tu jesteś?  Nie powinno ciebie tu być. To mój sen. Co tu robisz? – zalałam go gradem pytań.

 - Oj… Zadajesz za dużo pytań – powiedział – nazywam się Haden i mieszkam tu. Więcej nie musisz wiedzieć. Jak się nazywasz, tajemna istoto zesłana na moją zgubę?

  - Violetta – odpowiedziałam cicho.

 - Pięknie wyglądasz Violetto. Ale lepiej byłoby dla ciebie, jakbyś już tutaj nie wracała. Idź stąd.

 -  Dziękuję – powiedziałam zdruzgotana jego słowami – Dlaczego sądzisz, że nie powinnam tu wracać? Czemu mam stąd iść?

 - Bo grozi ci niebezpieczeństwo – powiedział oddalając się w kierunku mostka. Bezwiednie poszłam za nim.

 - Jakie? – spytałam.

            Jego twarz wykrzywił grymas. Nie odpowiedział mi. Po chwili ciszy powiedział szeptem, myśląc, że go nie usłyszę:

 - Ja.

            Doszliśmy do mostku na małej rzece. Pod naszymi nogami płynęła krystaliczna woda. Haden usiadł, mocząc nogi w wodzie. Stałam przez chwilę, po czym uczyniłam to samo. Siedzieliśmy obok siebie.

 - Skąd się tu wziąłeś? – spytałam po raz kolejny, opierając się wygodniej o balustradę mostka.

 - Mówiłem już. Mieszkam tu. – odparł – To ty powinnaś zadać to pytanie sobie.

 - Wątpię. – powiedziałam – To mój sen. Dziwię się sama, że mam taki dziwny sen. Ostatnio wcale nie miałam snów.

 - Mhm… - mruknął – To ty nic nie wiesz.

 - O czym? – spytałam szybko.

 - Nieważne. – zbył mnie – Musisz stąd iść. I to szybko.

 - Nie umiem. Nie panuje nad swoim snem. – powiedziałam żałośnie. Znowu zaczęłam
się bać. Objęłam się rękami. – Nie chcę tu być.

            Roześmiał się tak, jak śmieją się dorośli, gdy dziecko zrobi coś zabawnego. Pomimo chłodu, który przeszywał moje kości, moja skóra była rozpalona.

 - A czy ja chcę??! – wykrzyknął – Nikt nie chce tu być! To piekło! Istna kraina koszmarów! To ona wszystkich  tu zwabia! Nawet ja jestem jej więźniem!

 - Czyim jesteś więźniem? Kto cię więzi? – spytałam zdezorientowana. Chciałam go objąć ramieniem, pocieszyć, ale zrezygnowałam, widząc wyraz jego twarzy. Był na skraju wybuchu.

 - Nieważne. – powiedział z goryczą – I tak nic nie zrozumiesz.

            Przełknęłam strach, który utkwił mi w gardle jak klucha. Nie wiedziałam
co powiedzieć. Oboje milczeliśmy.

 - Nie powinnaś tu być Violetto. – wypalił nagle, przerywając niezręczną ciszę.

 - A co znaczy to ,,tu’’?

 - To mój świat. – wskazał na łąkę – Nie powinnaś nawet móc się tu dostać.

 - To dlaczego tu jestem? – spytałam – Jak się tu dostałam?

 - Sam chciałbym wiedzieć. – popatrzył na mnie intensywnym wzrokiem, jakby chciał przejrzeć na wylot moją duszę – Nie należysz do tego miejsca.

            Przeszył mnie zimny dreszcz.

  - Czy ja śnię?

 - A jak myślisz? – odpowiedział pytaniem na pytanie – Nie zawsze białe jest białe, a czarne jest czarne. Czasem góra to dół.

 - Nie mam pojęcia. – odszepnęłam jeszcze bardziej zdezorientowana i bliska płaczu. Co ja tu robię?!?

            Wyciągnął rękę i urwał z pobliskiego krzaka, którego przed chwila wcale nie było, czarną róże. Podał mi ją. Ostrożnie ujęłam łodyżkę rośliny. Miała jeden, pojedynczy kolec. Mój umysł nawiedziła myśl, że  nie powinnam jej przyjmować oraz, że czarny kolor nie wróży nic dobrego. Szybko upchnęłam tę myśl na obrzeża mojej podświadomości.

 - Dziękuję – powiedziałam.

            Haden nie puszczał kwiatka i oboje wpatrywaliśmy się w czarną różę, która była między nami. Ogarnęło mnie dziwne uczucie. Nagle chłopak puścił różę.

 - Idź  stąd. – powiedział niespodziewanie.

 - Nie umiem. Nie wiem jak.

            Cmoknął z dezaprobatą.

 - Wiesz więcej, niż sądzisz. – odpowiedział.

 - Chciałabym wiedzieć gdzie jestem… - wypaliłam. Powąchałam różę. Pachniała słodko z odrobiną pikantnej nutki.

 - Nie powinnaś wiedzieć. – odparł Haden.

 - Coraz bardziej jestem przekonana, że to tylko sen… - westchnęłam.

 - Może dla ciebie. –wyciągnął dłoń w moją stronę, ale zamarł w połowie ruchu.

            Nagle przez polanę przebiegł odgłos wycia jakiegoś dzikiego zwierzęcia. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Adrenalina zaczęła krążyć po moich żyłach.

 - Idź już! Teraz! Uciekaj! Szybko! Biegnij! – krzyknął Haden.

Nie trzeba było mi tego dwa razy powtarzać. Puściłam się biegiem z powrotem w głąb lasu, który porastał obrzeża polany. Zapomniałam o trzymanej w dłoni czarnej róży z jednym kolcem od Hadena. Ukłułam się.

 - Cholera! – zaklęłam.

            Z rany wypłynęła jedna szkarłatna kropla krwi. Patrzyłam zahipnotyzowana, jak stacza się z mojej ręki i spada. Gdy dotknęła ziemi obudziłam się.
Moje łóżko było przykryte mnóstwem czarnych róż.

-Aaaaa..-krzyczałam i nagle wszystko prysło.

Obudziłam się całą spocona, nie mogłam złapać oddechu.








Przepraszam, ze tak długo nie pisałam. Ale wgl nie miałam dostępu do internetu. dzisiaj siadłam pierwszy raz od około miesiąca. Bardzo was przepraszam i mam nadzieję, że powrócicie do czytania. Komentujcie <3

niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 51

-...i tak właśnie myje się szklankę-zakończył i zaczął się śmiać.
-Jesteś tak zboczony, że aż wcale-krzyknęła Francesca, a wszyscy zaczęli się śmiać. A Luca za to dostał od niej po głowie.
-A wiecie, że...-zaczął Federico
-Nie chce słyszeć żadnych zboczonych tematów!-Krzyknęła Ludmila, a Fede spuścił tylko głowę. I zapadła cisza. Niezręczna, ale postanowiłam to przerwać.
-A czy mi się zdaje czy coś jest między wami?-wskazałam palcami na Federico i Ludmile, a oni tylko zrobili duże oczy.
-Na..nami?-zapytała ze zdziwieniem dziewczyna.
-Nie! Mną i Leonem-zaśmiałam się- jasne, że wami!
-Ej!-usłyszałam ze strony Leona-Przecież między nami coś jest!-krzyknął, a ja zrobiłam minę typy 'Serio, serio', potem już nic się nie odzywał.
-Więc...-mówiła Naty.
-Noo..-zaczęła Lu.
-Jesteśmy razem-powiedział Fede ze zmrużonymi oczami.
-Gratulacje!-krzyknęliśmy wszyscy i od razu uściskaliśmy naszą nową parę. Gratulowaliśmy im jeszcze bardzo długo.
Jest już prawie 21. Robiło się pomału ciemno. Wszyscy byliśmy szczęśliwi, śmialiśmy się ze wszystkiego, było bardzo wesoło w świetle księżyca. Noc zapowiadała się ciepła. W końcu to jeszcze wakacje. Niby jesień, ale jednak jeszcze koniec lata. Mi chciało się już trochę spać, więc wstałam i oznajmiłam reszcie że idę do pokoju, ale Leon mi jednak nie pozwolił. Złapał mnie i pociągnął za rękę i byłam zmuszona wylądować na jego kolanach.
-Gdzie się pani wybiera?-zapytał szeptem, na co się uśmiechnęłam.
-Spać-objęłam go i przytuliłam się do niego.
-Ejejej widzę, że już wszyscy zmęczeni-powiedział Luca-Mam coś dla was-uśmiechnął się i wstał od stołu. Pokierował się w stronę małej lodóweczki, która stała obok grilla i wyciągnął z niej jakąś reklamówkę. Była pełna jakiś napojów, ale nie było widać jakich, bo było ciemno, a że małe światełka nie dają dużo światła nie było za jasno. Postawił ją na stole i wyciągnął jeden napój. Było to piwo. Nie...to nie możliwe oni chyba nie zamierzają pić. Przecież nie mogą! Są niepełnoletni!
-Wy chyba nie zamierzacie tego pić!-krzyknęła Naty.
-A czemu?-zapytał Diego.
-Nie macie 18 lat!-krzyknęła tym razem Camila.
-No to co?-zapytał głupio Marco.
-Marco!-krzyknęła Francesca.
-Cicho! Raz nam nie zaszkodzi!-krzyknął Federico.
-Wy to zamierzacie pić?-zapytałam
-No, a czemu nie?-zapytał Leon. Trochę mnie to zdziwiło.
-Nie wolno wam!-krzyknęła Ludmila
-Wiecie co? Róbcie co chcecie-powiedziałam i wyrwałam się z objęć Leona-ja idę do domu-oznajmiłam i poszłam, jednym okiem zobaczyłam, że reszta dziewczyn robi to samo to co ja. Nie dziwie im się. Przecież to niedorzeczne co oni robią, a Luca pełnoletni i nic sobie z tego nie robi. Nie rozumiem ich w ogóle.
Weszłam do pokoju w którym miałam nocować. Usiadłam na łóżku i po chwili tylko usłyszałam trzaśnięcia drzwiami, a potem tylko ciszę. Postanowiłam się przebrać w piżamę i położyć spać, bo i tak nie opłaca się czekać na chłopaków. Leon będzie miał jutro nauczkę. Położyłam się na łóżku.




Zaczęłam myśleć. Jak Leon może być taki głupi i pić? Zadawałam se to pytanie dłuższy czas, aż w końcu zgasiłam światło i usnęłam.

Leon
Niby Luca wyciągnął ten alkohol. Przyznaje, piliśmy wszyscy, ale ja tylko pół puszki. Wiem, że to było pierwszy raz jak piłem. Ale nikt święty nie jest. Każdy popełnia jakieś błędy. Violetta na pewno się na mnie obraziła.
-Chłopaki ja idę zobaczyć do Violi, może zaraz wrócę-oznajmiłem i udałem się do naszego pokoju. Lekko uchyliłem drzwi, było ciemno. Zapewne spała. Wszedłem do środka i usiadłem z boku na łóżku. Pogłaskałem ją po głowie. Ruszyła się, to znaczy, że ją obudziłem.
-O..raczyłeś się pojawić-powiedziała.
-Violu...wiem, że źle zrobiłem, ale...
-Trochę za późno...mogłeś pomyśleć wcześniej co robisz.
-Violetta...
-Nie chcę cię słuchać! Idź sobie to swoich kolegów!-krzyknęła
-Violu...
-Mówiłam, że nie chcę cię widzieć!-krzyknęła. Trochę mnie tym uraziła. Wiedziałem, że będzie zła. Ale powinna mi dać się wytłumaczyć. Wstałem nic nie mówiąc i wyszedłem z pokoju trzaskając głośno drzwiami. Byłem bardzo wkurzony. Poszedłem do chłopaków. Jak uśnie to wrócę.

Violetta
No i po co on tu przyszedł? Sama nie wiem. Nawet nie wiem za co mnie przeprasza, przecież to jego sprawa. Postanowiłam nie zawracać sobie już nim głowy i spróbować usnąć.
W pewnej chwili usłyszałam otwierające się drzwi do pokoju. To pewnie Leon. Chwile później poczułam czyjeś ręce na moich plecach. Nie powiem przestraszyłam się bo czułam, że to nie był dotyk mojego chłopaka.
-Hej piękna-usłyszałam szepnięcie do ucha-mam zlecenie, ale ty się tym nie przejmuj-jak się odezwał to już wiedziałam, że to był Diego. Tylko czego on chce. Usiadł na mnie okrakiem.
-Co ty robisz?-zapytałam i próbowałam go zepchnąć, ale on złapał moje ręce i 'przykuł' do poduszki.
-Bądź grzeczna to nic nie poczujesz-szepnął lekko muskając moją szyję.
-Diego, puść mnie!-krzyczałam, teraz już się bałam. Ja go praktycznie nie znam. Nie wiem co chce mi zrobić.
-Cii...-powiedział puszczając moje ręce. Nic nie widziałam co robi bo było ciemno. Po chwili znowu poczułam jego ręce na mojej twarzy. Przykleił mi taśmę na usta. Teraz już byłąm pewna co chce mi zrobić. W tej chwili wierciłam się niesamowicie. Chciałam mu jak najszybciej uciec. Ale niestety on był silniejszy. jedną ręką trzymał moje ręce, a drugą powoli ściągał mojej spodenki od piżamy. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam. Broniłam się tyle ile miałam sił.
-Grzeczniej, bo nie będę cię oszczędzał-powiedział cicho i w tym czasie przyszedł sms na mój telefon. Diego wziął go w swoje ręce i przeczytał sms'a. " Widzę, że nic sobie nie robiłaś z moich ostrzeżeń...Teraz już nie przeszkadzam...Życzę gorącej nocy :D"
-Ooo...widzę, że jednak nie byłaś taka ostrożna-zaśmiał się i powrócił do poprzedniej czynności.
Po chwili byłam już naga. Diego właśnie rozpinał spodnie, kiedy nagle światło się zaświeciło...







Ciekawi co się teraz stanie?? Na pewno :D Nie bijcie...i komentujcie oraz czytajcie. Wiem, że rozdział pojawił się dość szybko, a to ze względu na wenę i czas oraz wasze wcześniejsze komentarze, których i tak chciałabym, żeby było więcej. Mam taką cichą nadzieję, że będzie... :***

czwartek, 23 października 2014

Rozdział 50

-To dla mnie?
-A widzisz tu jakąś inną księżniczkę?
-Księżniczkę?-zaśmiałam się
-Tak, tylko, że moją księżniczkę-uśmiechnęłam się i rzuciłam mu się w ramiona. Staliśmy tak przytuleni kilka dobrych minut. Po chwili Leon złapał mnie za rękę i zaciągnął na koc. Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Leon wyciągną z koszyka, który był położony na kolorowym kocu, dużo smakołyków. Uśmiechnęłam się na sam widok tego co przygotował. Jestem tylko ciekawa kiedy to zdążył zrobić. Przecież to tak daleko i w dodatku gdzieś w środku lasu. Ale to w tej chwili jest najmniej ważne. Najważniejsze jest to, że jestem tu z miłością mojego życia.
Po dłuższym czasie kosztowania pokarmów, położyłam głowę na kolanach chłopaka. Uśmiechnął się i sięgnął gdzieś ręką. Gdy ją podniósł zauważyłam winogrono, które trzymał. Myślałam, że chce mi je dać, uśmiechnęłam się na widok ręki zbliżającej się ku mojej buzi. Gdy miałam otworzyć buzie, Leon porwał rękę i owoc wylądował w jego ustach. Udałam obrażoną i podniosłam się z jego kolan, po czym wstałam z koca i powędrowałam przed siebie.
-Violu!-słyszałam głośnie krzyki mojego chłopaka.
Nie zwracałam na niego nawet najmniejszej uwagi. Usiadłam na wielkiej gałęzi, która niemalże dotykała ziemi. Wzięłam do ręki listka i zaczęłam się nim bawić.
-Ej mała...-Leon usiadł obok mnie-...nie obrażaj się-chciał mnie przytulić, ale ja go lekko odepchnęłam-przecież nie chciałem ci zrobić na złość...to były tylko żarty-tłumaczył.
-Wiem-zaśmiałam się po chwili.
-Że jak?
-Wiem-zaśmiałam się jeszcze głośniej.
-Oj joj joj Violu..zasłużyłaś na karę-śmiesznie poruszył brwiami i szybkim ruchem podniósł mnie, przerzucając mnie sobie przez ramię.
-Puść mnie..wariacie!-krzyczałam, a ten nic sobie z tego nie robił. Rzucił mnie na koc i zaczął gilgotać.
-Le..on..pro...szę...cię...prze...prze...prze...stń...!-krzyczałam najgłośniej jak mogłam.
Po dłuższej chwili zabawy, chłopak przestał mnie łaskotać i szybko zbliżył się do moich ust. Złączył je w pocałunku, ale krótkim, bo się oderwałam, żeby złapać oddech. Położył się obok mnie, podpierając się na łokciu.
-Kocham cię-wyszeptał mi do ucha.
-Ja cie...bie też-powiedziałam zdyszana z dużym uśmiechem.
-Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie...-zaczął chłopak.
-Ja też-zaśmiał się.
-Tylko tyle masz do powiedzenia 'Ja też'?-uśmiechnęłam się i odpowiedziałam mu pocałunkiem, oczywiście był zdziwiony, ale po chwili go oddał.
-Wiesz, że dzisiaj wieczorem robimy grilla?-zapytał wesoło.
-Nie wiedziałam...ale teraz już wiem-uśmiechnęłam się.
-Luka powiedział, że coś ma dla nas.
-Co?
-Sam chciałbym wiedzieć...Zbieramy się?-zapytał po chwili
-Pewnie, już szósta dochodzi.
Podnieśliśmy się. Ja pozbierałam wszystkie resztki, których nie zjedliśmy i wyrzuciłam je gdzieś daleko na łąkę, może zjedzą to leśne zwierzęta. Leon w tym czasie pozbierał naczynia, które powkładał do koszyka piknikowego i poskładał koc, który również wepchał do koszyka. Złapaliśmy się za ręce i ruszyliśmy ścieżką w stronę posiadłości wujka Leona.

Francesca
Nasza Leonetta poszła sobie 2 godziny temu na randkę i jeszcze nie wrócili. My już wszystko przygotowaliśmy. Sztućce plastikowe, talerzyki papierowe, kiełbasy, boczek i wiele innych rzeczy do jedzenia. Ludmile już głowa nie boli, ale Fede i tak ją nie odstępuje na krok. Jak byli sami w domu, to chyba coś się wydarzyło, bo razem chodzą z głową w chmurach. Później będę musiała wypytać Lu o wszystko, bo na pewno coś się tam działo.
-Luca rozpalcie tego grilla!-krzyknęłam do chłopaków, którzy cały czas kręcili się tylko w okół tego-nie będziemy czekać wieczność na "zakochanych"-zrobiłam rękami cudzysłów. I wtedy zobaczyłam Leona obejmującego Violette w pasie, idących w naszą stronę.
-Nie..bo twój nosek jest taki słodki-Leon dotknął nosa Violi.
-A twoje ustka takie mraśne-zmrużyła oczy z wielkim uśmiechem.
-A twoje...
-Ej my tu też jesteśmy-oznajmiłam.
-Widzimy przecież-odpysknął Leon.
-No to jak widzisz, to się zachowuj!-krzyknęłam
-Oj no Fran nie przesadzaj, przecież nic ci nie zrobił-wtrąciła się Cami-Siadaj Violu, a ty Leon idź pomóż chłopakom węgiel znaleźć, bo chyba nie mogą-chłopak z wielką nie chęcią puścił swoją ukochaną i poszedł na poszukiwania węgla.
-Dlaczego tak długo was nie było?-zapytała uśmiechnięta Naty-Fran tu od zmysłów odchodziła-zaśmiała się, a ja za to spiorunowałam ją wzrokiem.
-Fran o co się złościsz? Przecież mówiłam wam, że idę z Leonem...
-Tak, tak wiem, że szłaś na randkę...ale, że tak długo?
-Fran!-krzyknęła Cami
-No okej przepraszam, ale ja się martwiłam, bo długo nie wracaliście, a tu z chłopakami ciężko było wytrzymać. Bałam się żeby nic nie zrobili w domu, bo wtedy Leon by nas chyba zabił...
-Fran nie mów tak!-krzyknęła Violetta-Jeżeli Leon wziął taką odpowiedzialność i przyjechał tu z tymi świrami to teraz jest to jego sprawa. Jak coś zniszczą on poniesie tego konsekwencje, a nie ty-nic nie odpowiedziałam tylko przytuliłam Violettę. I wtedy właśnie przyszli chłopaki z wielkim krzykiem, że znaleźli węgiel.

Violetta
Moim zdaniem Fran za dużo się martwi i narzeka. Ale trudno co poradzę, taka jest z natury. Podszedł do mnie mój chłopak i przytulił się do mnie.
-Już się za tobą stęskniłem-wyszeptał mi do ucha, a ja na jego słowa się uśmiechnęłam,
-Ja za tobą też-wyszeptałam.
-Gołąbeczki chodźcie na grilla!-usłyszałam głos Maxi'ego.
Nic nie odpowiedzieliśmy, tylko poszliśmy do naszych przyjaciół i usiedliśmy przy stoliku. Wszyscy siedzieliśmy przy stole. Tylko Leon i Federico paradowali w samych koszulkach przy grillu.





Te wszystkie produkty wyglądały przepysznie. Po dłuższej chwili wszystkie smakołyki były gotowe, więc zaczęliśmy jeść, a między czasie dużo rozmawialiśmy, aż do pewnego czasu, kiedy Luca zszedł na dość dziwny temat.
-...no to tak. Dotknij ją. Powoli włóż dwa palce. Jeśli jest szeroka możesz powoli włożyć trzy palce. Musi być wilgotna. Poruszaj w górę i w dół...-gdy to mówił wszystkie dziewczyny dziwnie na niego patrzyły, za to chłopcy byli bardzo zafascynowani jego wypowiedzią-i...




Haha, Jestem zła..Wiem...Urywam w takim momencie...Nie bijcie...Hihihi..Nie domyślacie się co to będzie ;) Myślicie pewnie o dziwnej rzeczy, czynności..ale to nie to :* Dziękuję za tak liczne wyświetlenia...proszę was jeszcze o komentarze (będę bardzo, bardzo zadowolona)..To do następnego :***

niedziela, 21 września 2014

Rozdział 49

A mianowicie Ludmiła uderzyła głową o murek otaczający basen. Zaczęła krzyczeć, łapiąc się za głowę. W wodzie można było dostrzec krew, która spadała kropelkami z głowy dziewczyny. Wszyscy natychmiast się poderwali i popłynęli w stronę blondynki, która zawzięcie trzymała się za głowę i nikomu nie pozwalała jej dotknąć. Federico wziął Ludmile na ręce i popłynął z nią ku wyjścia z basenu. Popłynąłem za nimi. Wyszedłem jako pierwszy, a Federico podał mi dziewczynę na ręce, a on sam wyszedł z wody. Cała reszta zrobiła to samo. Położyłem blondynkę na leżaku pod parasolem.
-Ludmila? Ludmila?-powtarzała Naty-Słyszysz mnie?
-Tak, ale...proszę przynieście apteczkę.-wydusiła z siebie. Natalia natychmiast poleciała do domu po apteczkę.
-Strasznie boli?-zapytała Violetta siadając na leżaku obok blondynki.
-Nie tak strasznie,...ale krew...
-Już jestem-krzyknęła Naty biegnąca w naszą stronę. Federico natychmiast wyrwał z jej rąk czerwone pudełeczko i uklęknął z boku, po czym zaczął opatrzać ranę na czole blondynki.
-Idźcie!-rozkazał Federico-Ja się nią zajmę, wy idźcie się bawić.-poderwał Ludmilę do góry i poszli w stronę domu.
-Ale Federico..-odezwała się Camila
-Poradzę sobie!-krzyknął i znikł za drzwiami

Violetta
Albo mi się zdaje, albo nasz Fede się zakochał. Cały czas zajmuje się Ludmilą, nie odstępuje jej na krok. Uśmiechnęłam się, na samą myśl o tym, że znalazł swoją miłość. Uszczęśliwia mnie też fakt, że nie będzie przebywał tyle w domu, tylko gdzieś wyjdzie. Nie mówię, że nie wychodzi w ogóle, ale co jak co to dla niego to jest za mało. Ale ważne jest przede wszystkim to, że nie będzie za mną łaził, jak smród za gaciami.
-O czym tak myślisz?-zapytał Leon łapiąc mnie w tali
-O Fede-powiedziałam z uśmiechem.
-O Federico?!-zapytał z wyrzutem, puszczając mnie
-No tak...On się chyba zakochał....
-Ale, że w kim?
-Nie zauważyłeś?-zapytałam z uśmiechem. Chłopak pokręcił przecząco głową.-W Ludmile...Naszej blondynce-musnęłam Leona delikatnie w usta
-Na serio?
-No nie zauważyłeś jak się nią opiekuje. Teraz...ta scenka...Nic ci to nie mówi?
-Może i mówi.-uśmiechnął się zawadiacko. Przybliżył się do mnie. Domyśliłam się, że chce mnie pocałować.


-Leoś, Leoś, Leoś-westchnęłam i go namiętnie pocałowałam.-To co robimy?
-Zabieram cię gdzieś.
-Czyli, że randka?-zapytałam nie pewnie
-Tak, czyli, że randka.-potwierdził-To ty leć się ubrać, a ja tu poczekam-puścił mnie.
-A ty tak zamierzasz iść???-zapytałam patrząc na niego. Był w samych kąpielówkach.
-Tak. A czemu nie?-zapytał z uśmiechem i miną typu 'po co'. Nic nie powiedziałam tylko machnęłam na to ręką. Wzięłam jeszcze ze sobą moje ubrania z leżaka i poleciałam do góry, aby się przebrać w suchą bieliznę. Wyciągnęłam jakiś nowo kupiony i jeszcze nie używany komplet. Założyłam go na siebie.


Następnie szybko poszłam do łazienki i przesuszyłam włosy. Gdy lekko przeschły, udałam się znowu do pokoju po moją bluzkę, którą miałam na sobie przed chwilą i szorty, które natychmiast założyłam na siebie. Gdy miałam wychodzić z sypialni, przypomniało mi się , że Leon jej w samych kąpielówkach. Wróciłam i wygrzebałam z jego walizki jaki podkoszulek. Wzięłam go ze sobą i ruszyłam do mojego chłopaka. W połowie drogi, przypomniałam sobie, że nie wzięłam torebki z łóżka w której były niektóre kosmetyki, okulary przeciwsłoneczne i telefon. Ponownie się wróciłam i zabrałam moją zgubę. Tym razem doszłam do Leona bez wracania się do pomieszczenia.
-Co tak długo?-zapytał, gdy do niego podeszłam.
-Bo musiałam się wracać po twój podkoszulek i torebkę-odpowiedziałam rzucając mu koszulkę.
-Mówiłem ci, że nie jest mi potrzebna.
-Nie mów, że nie jest bo jest!-krzyknęłam-Nie chcę, żeby inne dziewczyny gapiły się na ciebie-dodałam ciszej. Spuściłam głowę, ale zauważyłam, że Leon się uśmiecha.
-Ktoś tu jest zazdrosny-podszedł do mnie, chwytając mnie za ręce-Nie bój się. Nikt mnie nie zobaczy, bo tu nikt w pobliżu nie mieszka-przytulił mnie.
-Ubierasz tą koszulkę albo nigdzie z tobą nie idę-krzyknęłam mu cicho do ucha. Odsunęłam się od niego trochę. A on na mnie popatrzył jakby chciał mi coś zrobić. Westchnął głośno i ubrał koszulkę.
-Tak trudno?-zapytałam, ale on nic nie odpowiedział tylko złapał mnie za rękę i wyszliśmy z ogrodzenia. Przed tym oznajmiłam dziewczyną, że wychodzę.
Idziemy w przyjemnej ciszy, trzymając się za rękę. Żadne z nas nic się nie odzywa. Rozumiemy się bez słów. Oparłam głowę na ramieniu Leona i ujrzałam przepiękne jeziorko, porośnięte dookoła fioletowymi kwiatami.
-Jak tu ślicznie.-oznajmiłam.
Zatrzymaliśmy się na chwilkę i podziwialiśmy piękno natury. To jest niesamowite. Wszędzie piękne, zielone drzewa, kolorowe kwiaty. Odgłosy przeróżnych zwierząt. Co jakiś czas przelatujące ptaki. Jest tu tak bajkowo i kolorowo. Jednym słowem-ślicznie.
-Chciałbym kiedyś zamieszkać na takim odludziu. Wszędzie tylko zieleń i zwierzęta. Nikt do niczego by się nie wtrącał.-rozmarzył się chłopak. uśmiechnęłam się na jego słowa.
-Masz racje. Fajnie by tak było mieszkać. Bez tych samochodów, budynków...
-To jest życie-powiedział z wielkim uśmiechem, po czym obrócił się w moją stronę i lekko musnął mnie w usta.-Chciałbym tak żyć, ale tylko i wyłącznie z tobą.-uśmiechnęłam się i nic nie odpowiedziałam tylko ponownie musnęłam go w usta.
-Kocham cię.
-A ja ciebie-po tych słowach ruszyliśmy dalej przed siebie.
Szliśmy piękną dróżką, po jej bokach można było dostrzec małe borówki i poziomki. Gdzie nie gdzie małe grzybki. Po dość długim chodzeniu przysiedliśmy sobie na ogromnym kamieniu.
Przypomniały mi się słowa szatyna. "Chciałbym tak żyć, ale tylko i wyłącznie z tobą." Czy on chciałby spędzić ze mną resztę swojego życia? To by było piękne. Ja również chciałabym z nim, kiedyś w przyszłości zamieszkać, stworzyć piękną, kochającą się rodzinę. Kto wie co los przyniesie.
Nie chętnie wstałam, nogi mnie już bolały, a mi nie chciało się iść dalej. Ale cóż jak mus to mus. Szliśmy jeszcze około 10 minut. W pewnym momencie Leon się zatrzymał. Popatrzyłam na niego pytająco, a on tylko się uśmiechną i pokazał wzrokiem żebym się rozglądnęła. Popatrzyłam się przed siebie i zobaczyłam ogromną wierzbę, a pod jej pniem jakby...koc? Podeszliśmy bliżej.
-To tu.-oznajmił.









Przepraszam, że tak długo nie pisałam rozdziałów, ale jak widzicie zaczęła się szkoła, a ze szkoła nowe obowiązki. Postaram się pisać rozdziały regularnie, ale nic nie obiecuje. Ten rozdział zapewne wyszedł kiepsko jak wszystkie inne, ale się staram i myślę, że jesteście z tego zadowoleni.
Zapraszam do czytania i komentowania.
Pamiętajcie im więcej komentujecie to bardziej mnie motywujecie :D

piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 48

-Będziesz musiał iść na dół i zrobić mi gorącą herbatkę-uśmiechnął się ze zdziwieniem-ale to nie wszytko...
-To co jeszcze?
-Dowiesz się jak mi przyniesiesz herbatę. Tylko przypominam, że ma być o smaku mięty i jabłka i nie słodź nic, tylko przynieś mi cukier tu-uśmiechnęłam się i pokazałam gestem ręki aby sobie poszedł. Wstał i wolnym ślimaczym krokiem podszedł do drzwi.
-Aż tak mnie nie lubisz-zrobił smutną minę i poszedł dalej. Ach ten mój Leoś. Zaśmiałam się pod nosem. I z powrotem położyłam się na wygodnej poduszce. Czekałam na Leona dobrą godzinę.
Jednak po kilkudziesięciu minutach postanowił wejść do pokoju z moim napojem.
-Dłużej się nie dało?!-spytałam z podniesionym głosem
-Nie-powiedział cichutko pod swoim nosem
-Co?
-Nic, nic.-podał mi gorącą żółto-zieloną ciecz i usiadł na łóżku-Proszę. nie słodziłem nic-uśmiechnął się sztucznie.
-O co się obraziłeś?-spytałam i wzięłam łyk herbaty
-O nic-powiedział i popatrzył się przed siebie-To co mam zrobić, żeby wynagrodzić ci to coś?-uśmiechnął się lekko
-Chcesz wiedzieć?-kiwnął głową-Na pewno?-zapytałam dla upewnienia się. Potwierdził, więc okej.
-Więc...
-Więc masz zakaz całowania mnie przez następny tydzień-otworzył szeroko buzię-zamknij ją bo ci muchy  wlecą-zaśmiałam się.
-Ty tak na serio?
-Okej, jak chcesz. Czyli nie całujesz mnie... -popatrzyłam na zegarek na ścianie-...od teraz-uśmiechnęłam się
-Co?! Nie, nie, nie!
-Aha mam jeszcze przedłużyć o tydzień. Nie ma sprawy
-Violu to wiesz ja wolę już ten tydzień. To...
-Negocjujesz ze mną?
-Nie no coś ty? Ja ? Wiesz to mi wystarczy już ten następny tydzień. To będzie duża męczarnia dla mnie.-powiedział i szybkim krokiem wyszedł z pokoju. a ja się uśmiechnęłam. Wymyśliłam sobie prezent. Dlaczego ja wymyśliłam takie coś? Złapałam się za głowę. Daje takie coś, a sama pewnie nie wytrzymam bez niego cały okrąglutki tydzień. To ma być prezent czy kara? Tak to jest kara, którą sobie sama wymyśliłam za nic. No po prostu super umiem sprawy załatwiać. Odłożyłam kubek i znowu opadłam na zimną poduszkę. No nie mogę. Westchnęłam.

Leon
Ale wymyśliła prezent, a raczej kare. Jak ja bez niej wytrzymam? Nie. Nie wytrzymam, bo ona sama się złamie. Uśmiechnąłem się. Usiadłem na leżaku i patrzyłem się jak paczka chłopaków dobrze bawi się w basenie.
-I co z Violką?-usłyszałem głos Federica
-Może być...
-Aż tak źle?-odezwał się Broudey
-Mam zakaz całowania jej przez cały tydzień!-krzyknąłem-Wy to ogarniacie?!
-Że co?-krzyknęli razem
-No...
-Stary ty to masz dziewczynę-zaśmiał się Maxi
-Kto ma dziewczynę?-usłyszałem za sobą.
Dziewczyny przyszły i to razem z Violettą.
-Nie, nikt-spuściłem głowę
-Leon dostał zakaz całowania...-zaczął Andres, ale w pobliżu jego był Thomas i zakrył mu usta ręką
-Nie słuchajcie go. On nie wie co gada.-oznajmił Marco
-Wiemy co dostał Leon...-odezwała się Naty
-I mamy dla was złą wiadomość...-kontynuowała Cami
-Dostajecie identyczne kary.-skończyła Fran z Lu i wszystkie się zaśmiały.
-Ej...no co wy...ale...dlaczego-marudzili chłopcy, a ja tylko głośno się zaśmiałem.
Wszystkie dziewczyny poszły do swoich chłopaków do basenu, a Viola przysiadła się do mnie.
-Co ci tak do śmiechu? Hmmm...
-Co? Mi do śmiechu? Przecież ja się nie...
-Mam jeszcze jedno zamówienie związane z tobą-mina mi od razu zrzedła.
-Mam się bać?
-Nie musisz ale możesz-poruszyła śmiesznie brwiami-a więc będziesz musiał...gdzieś ze mną pojechać.
-Co?
-Ale to dopiero jak skończysz osiemnastkę-zaśmiała się i wstała-Idziesz się popluskać?-zapytała ze sztucznym uśmiechem.


-Idę. Ale wiesz może ściągniesz najpierw ubrania-puściłem jej oczko, a ona tylko kiwnęła głową i ściągnęła bluzkę wraz ze szortami.
-Wskakuj!-powiedziała głośno
-Ale z tobą-złapałem ją za jedną dłoń i poprowadziłem moją dziewczynę w stronę drabinki. Najpierw ja wszedłem do wody, a następnie Viola, ale nie zdążyła wejść całkowicie do wody, bo ja złapałem ją w tali i przyciągnąłem do siebie.
-Umiesz pływać-zapytałem. Bo jak na razie to cały czas ją obejmowałem.
-Nie-powiedziała cicho i spuściła głowę.
-Ej poproszę uśmiech-podniosła głowę i lekko się uśmiechnęła-Nie przejmuj się. Ja cię nauczę-teraz uśmiechnęła się szerzej.
W tej chwili staliśmy nadal koło drabinki. Violi wody było prawię po szyję. Postanowiłem zaciągnąć ją trochę głębiej.
-Wow dopiero teraz zauważyłam, że ten basen jest w kształcie gitary-zaśmiała się.


-Naprawdę?-zapytałem. Kiwnęła głową.
-Ej Leon-krzyknęła Cami-masz tu jakąś dmuchaną piłkę plażową?!
-Idź za dom. Tam jest taka piaskownica i tam powinny być piłki!-odkrzyknąłem
-Piaskownica?-zapytał Viola
-No tak, a co?-zapytałem zdezorientowany
-Twój wujek ma jakieś dzieci?
-No...dwójkę.
-Nie wiedziałam.
-Nic nie szkodzi-uśmiechnąłem się
-A ma syna?
-Jednego.
-Taki jak ty czy starszy?-coraz więcej się uśmiechnęła, a ja powoli łapałem o co jej chodzi.
-Młodszy-uśmiechałem się najładniej jak tylko potrafiłem i przycisnąłem Violettę jeszcze bardziej do mojego ciała, ona zarzuciła mi ręce na szyję.
-O ile?
-Muszę ci powiedzieć, że o...o bardzo dużo. Ma 5 lat.-zbiłem ją z tropu.
-Na pewno słodszy od ciebie.
-Tu bym się nie zgodził-lekko musnąłem jej usta
-Gołąbeczki gracie?-krzyknęła Cami do nas. Dopiero teraz zauważyłem, że wszyscy stoją w kole i gapią się na nas.
-Gramy!-krzyknąłem i poszliśmy do koła. Zaczęliśmy odbijać kolorową piłkę. Graliśmy bardzo długo. Wygłupialiśmy i śmialiśmy się przy tym. Teraz piłkę wybiła wysoko Naty. Każdy biegł albo płynął w stronę piłki, która właśnie opadała w dół. Piłka prawie wpadła w nasze ręce i wtedy stało się coś okropnego. A mianowicie...








I mamy rozdział 48. Za niedługo już 50, ale szybko. Czytajcie i komentujcie.
Buziaczki <3 <3 <3

czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział 47

Dotarliśmy z chłopakami do domku. Wskazałem palcem na węża.
-I po co go pokazujesz?-zapytał Andres, a złapałem się za głowę
-Błagam wytłumaczcie mu drugi raz-prosiłem ze złożonymi rękami
-Andres jaki ty jesteś nie kumaty. Chwilę temu Leon objaśniał nam plan. Pamiętasz?-zapytał ze sztucznym uśmiechem Broduey
-No, a co z tym wspólnego ma wąż ogrodowy?
-Ja pierdziele weźcie go stąd-prosiłem wyciągając węża z domku.
Gdy go wyciągnąłem, Andres przestał zadawać głupie pytania i zaczął działać.
-To jak? Kto idzie do dziewczyn?-zapytał Diego
-Yyy ja idę do Fran-oznajmił Marco
-Ja do Ludmi-odezwał się Fede
-Zajmuję Naty-rzekł Maxi
-Biorę Cami-prawie, że krzyknął Broduey
-To w takim razie ja zajmuję Violę-krzyknął Diego
-Po moim trupie-odezwałem się, bo to ja miałem iść do Violi
-Bo co?
-Bo to moja dziewczyna i żaden facet nie będzie jej dotykał. Rozumiesz?-zagroziłem mu
-Bo to moja dziewczyna i żaden facet nie będzie jej dotykał-przedrzeźniał mnie
-Możesz zachowywać się jak człowiek?
-...-już chciał coś powiedzieć
-A zresztą nie ważne, każdy biegnie do swoich dziewczyn, a wasza trójka zostaje tu-wskazał na Diego, Tomasa i Andresa-Szlaufa macie już podłączonego-oznajmiłem i ruszyłem z chłopakami do dziewczyn.
Każdy stanął za leżakiem wcześniej ustalonej dziewczyny. Szybkim ruchem złapaliśmy i podnieśliśmy dziewczyny. Zaczęliśmy biec z nimi na rękach w stronę basenu.
-Nie...Proszę...Będę mokra...Błagam...Zrobię co tylko chcesz...Nieee-krzyczały, ale my na to nie zwracaliśmy najmniejszej uwagi.
W ostatniej chwili skręciliśmy w inną stronę. To była taka zmyłka dla nich. Pobiegliśmy z nimi za dom. Gdy już tam dotarliśmy położyliśmy je delikatnie na trawie.
-I po co nas tu zanieśliście?!-krzyczała Cami
-Bo yyy... tak nam się podobało-powiedział Fede i jak najszybciej uciekliśmy od nim przed dom. I obserwowaliśmy je zza ściany.
Cały czas miały ponure i naburmuszone miny. Chyba im się to nie spodobało. I o to właśnie chodziło. Cały czas coś między sobą gadały i narzekały. W pewniej chwili zza ściany wyłonili się chłopcy z trzema wężami.
Kiwnąłem im głową, że mogą puszczać i tak też się stało. Silne, lodowate strumienie wody poleciały na ciała dziewczyn. Te zaczęły piszczeć i uciekać, ale, że to przewidzieliśmy. Wyszliśmy z drugiej strony i zagrodziliśmy im drogę łapiąc dziewczyny w swoje ręce i trzymając je. Nam zbytnio woda nie przeszkadzała, bo byliśmy już wcześniej mokszy, ale dziewczynom.
-Trzymajcie je-krzyknął Tomas i pobiegli chłopacy ze szlaufem do całej paczki. Laliśmy dziewczyny lodowatą wodą z dobre pół godziny, aż w końcu nam uciekły. A my nie goniliśmy ich, bo wiedzieliśmy, że to im wystarczy. Trzęsły się jak by były z galaretki.
-No to chłopaki plan się nam udał-przybiliśmy sobie wszyscy piątki
-No. Tylko wiecie...teraz będzie kazanie-zaśmiał się Marco
-Ooo... dlaczego?-zapytałem się sam siebie
-Oj no. Nie histeryzuj tak. Przecież i tak postawisz na swoim-powiedział zadowolony Federico
-No właśnie-dodał Maxi
-Wiem, wiem. Idziemy na basen?-zapytałem
-No-odpowiedzieli chłopacy i poszliśmy. Przed domem nie znaleźliśmy żywej duszy.
-Gdzie je wcięło?-zapytał Maxi
-Znając życie to są w swoich pokojach i przeklinają nas-zaśmiał się Maxi
-No to ja idę do Violi, a wy bawcie się. Ja zaraz przyjdę-oznajmiłem i ruszyłem w stronę drzwi wejściowych.
-Tylko grzecznie mi tam-usłyszałem głos Fede. Zaśmiałem się pod nosem.

Violetta
Gdy tylko zdołałam uciec chłopakom, pobiegłam prosto do mojego pokoju. Dlaczego? Bo było mi bardzo zimno, chociaż na dworze było ponad 30'C. W natychmiastowym tempie przebrałam się z mokrego stroju kąpielowego w suchą bieliznę. Na to zarzuciłam swój biały szlafrok w czarne kropki. Po tej czynności rzuciłam się prosto pod kołdrę.
Po chwili leżenia usłyszałam otwierające się drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam Leona. Podszedł do mnie i usiadł obok mnie na łóżku.
-Zimno ci?-zapytał z lekkim uśmieszkiem
-Nie! Wiesz jest mi tak gorąco. Poco siedzieć pod...-zaczęłam krzyczeć, ale Leon mi przerwał
-Ej, ej spokojnie. Ja się tylko zapytałem? A tak ogólnie to było super, bo...
-Może dla was. Nie rozumiem. Jak można być, aż tak głupim, żeby lać człowieka lodowatą wodą?
-No...
-Gwarantuje ci, że jutro na pewno będę chora...razem z dziewczynami.
-Oj no. To nie ja wymyśliłem, więc...
-To kto jak nie ty?
-No ja-uśmiechnął się-ale się nie gniewasz?-puścił mi oczko
-No nie wiem. A dostanę jakiś prezent za to coś?
-No pewnie, że tak-uśmiechnął się. Po czym złapał mnie za ręce i pociągnął tak, że teraz siedziałam.


Przybliżył się do mnie, ale ja go odepchnęłam. Popatrzył się na mnie ze zdziwieniem.
-No co? Ja chcę inny prezent-zaśmiałam się-będziesz musiał...



Jak myślicie.
Jaki Viola chce prezent zamiast pocałunku.
Zostawiam was w nie pewności. :)