...a w nich stanął Leon.
-Co ty do cholery robisz?!-krzyczał rzucając się na Diego, który siedział na łóżku. Ten natychmiast zaczął się bronić. A ja wystraszona zakryłam się kołdrą. Chłopaki nadal się szarpali, a ja płakałam. W pewnej chwili w progu zobaczyłam Francesce, ale zaraz znikła. Pewnie pobiegła po chłopaków. Popatrzyłam się na chłopaków. Diego miał już rozwalony nos, leciała z niego krew. Za to Leon nie miał żadnego śladu.
Z wrzaskiem do pokoju wbiegli chłopaki z dziewczynami. Pierwsze co, to próbowali rozdzielić Leona i Diego. Udało im się. Ja nadal płakałam, bałam się.
-Wyjdźcie!-krzyknął Leon-Wszyscy!
Wszyscy wykonali zadanie Leona i wyszli. Zostaliśmy sami. Leon podrapał się po głowie i podszedł do mnie, siadając na łóżku.
-Violu...czy doszło do czegoś?-zapytał niepewnie. Popatrzyłam się na niego ze łzami w oczach.
-Ni..nie-wydukałam i rzuciłam mu się na szyję. Przytuliłam go bardzo mocno.
-Na szczęście...-westchnął-Przepraszam.
-Ni..nie masz za co..-mówiłam pociągając nosem.
-Mam..nie posłuchałem cię. Wtedy byśmy się nie pokłócili i Jego by tu nie było..
-Le..on..
-Tak?
-Ni..c ni.e mów..przy..tul moc..niej..-powiedziałam i na tym skończyła się ta niezręczna rozmowa.
Przytulałam się do niego jeszcze długo, aż w pewnej chwili usnęłam.
Leon
Violetta usnęła wtulona we mnie. Bardzo żałuję, że jej nie posłuchałem. Będę musiał jej to jakoś wynagrodzić. Tak bardzo mi jej szkoda. To taka nie winna osoba. Rozmyślając, usłyszałem przychodzący sms na telefon mojej dziewczyny. Lekko położyłem dziewczynę na łóżko, przykryłem i nie pewnie wziąłem różowego iPhona do rąk. Odblokowałem.
-pięćset dwadzieścia sześć, końcówka-powiedziałem cicho- "I jak podobało się, Hmm? Musisz to kiedyś powtórzyć! Bo chyba nie było tak źle. "-przeczytałem.
O co chodzi? To jest nie możliwe. Nie, ja tego tak nie zostawię. Popatrzyłem się na szatynkę, która słodko spała. Dzisiaj mu odpuszczę, ale jutro popamięta.
Przebrałem się i położyłem koło Violi, przytuliłem ja do siebie i odpłynąłem do krainy Morfeusza.
Violetta
(sen)
Ocknęłam się na ciemnym podwórku - leżałam na wilgotnej trawie. Nie pamiętałam, żebym wychodziła z domu. Wolałam, żeby moja mama nie zobaczyła mnie tutaj, w piżamie, w samym środku nocy. Nakrzyczałaby na mnie i dostałabym dożywotni szlaban na wszystko.
Nagle napłynęła gęsta jak mleko mgła i zmieniła wygląd całego mojego domu i pobliskiego lasu. Panowała głucha cisza, a księżycowa poświata oświetlała drzewa i nienaturalnie wydłużała ich cienie. Nagle usłyszałam muzykę. Trochę przytłumioną, ale niezwykłą
i tajemniczą. Nigdy takiej nie słyszałam. Przykuła moja uwagę, bo dochodziła z lasu. Bezwiednie ruszyłam w głąb drzew i zarośli. Nie odczuwałam zimna ani nie czułam pod swoimi stopami ściółki leśnej. Czułam się, jakbym unosiła się nad ziemią. Upewniło mnie to w przekonaniu, że to tylko bardzo realistyczny sen.
Wciąż szłam. Im wyraźniej słyszałam muzykę, tym bardziej zmieniał się krajobraz wokół mnie. Może to i było to samo otoczenie, w którym dorastałam, ale cień wykrzywił jego kształty i uczynił go groźnym i drapieżnym. Nigdy wcześniej nie zwróciłam uwagi na cierniste zarośla w pobliżu ścieżki lub na to, że gołe gałęzie drzew przypominają szpony potwora. Zaczęłam się bać.
Gdy wydawało mi się, że źródło muzyki znajduje się tuż za rogiem, muzyka dobiegała moich uszu z innej strony. To było jak zabawa w kotka i myszkę. Miałam dość. Zaczęłam biec. Nagle zauważyłam prześwit między drzewami. Ruszyłam w tym kierunku. Potknęłam się o wystający kamień i runęłam jak długa. Otarłam sobie dłonie do krwi. Szybko podniosłam się, wytarłam ręce o spodnie piżamy i pobiegłam dalej. Gdy wyszłam na otwartą przestrzeń, skąd pochodziła smuga światła, ujrzałam przed sobą ścianę cierni. Labirynt. Zaczęłam się wycofywać z powrotem do lasu. Niestety, tam gdzie był przedtem las ujrzałam wielką, ciemną przepaść. Zostały mi tylko jedno wyjście – iść dalej. Puściłam się sprintem.
Od chwili, gdy weszłam w gęstwinę pełną kolców, straciłam orientację w terenie. Ściany zwężały się z każdym moim krokiem, jakby chciały mnie pochłonąć. Byłam
w pułapce z cierni, która zaciskała się w grobowym uścisku. Oddychałam coraz szybciej
i płyciej. Kątem oka zauważyłam prześwit światła w jednej ze ścian. Postawiłam wszystko na jedną kartę. Wbiegłam z impetem w ścianę ostrych kolców.
Gdy otworzyłam oczy, znalazłam się na symetrycznie okrągłej polanie. Wokół mnie rozciągała się łąka pełna polnych kwiatów. Niedaleko na malutkiej rzeczce, widniał drewniany mostek. Powoli wstałam i spojrzałam na siebie, sprawdzając jak bardzo jestem poraniona po wpadnięciu na ścianę z cierni. Wiedziałam, że jak się obudzę, będę cała
i zdrowa, ale i tak odczuwałam lęk o swoje zdrowie. Zdziwiłam się. To, co ujrzałam było niewiarygodne. Powinnam mieć zadrapania i rany na całym ciele, a nawet jedno otarcie
nie „zdobiło” mojej śnieżnobiałej, alabastrowej skóry. Ubrana byłam w zwiewną, letnią sukienkę o kolorze lawendy. Moje kasztanowe loki swobodnie spływały po ramionach. Byłam w szoku.
Znalazłam w końcu źródło tajemniczej muzyki – był to stary adapter na płyty winylowe. Nagle dźwięki ustały. Ruszyłam lekkim krokiem w jego kierunku, by zobaczyć co się stało i dlaczego urządzenie przestało grać.
- Skąd się tu wzięłaś? – spytał mnie aksamitny męski głos.
Szybko się obejrzałam za siebie. Przede mną stał wysoki chłopak ubrany w dżinsy i czarną podkoszulkę z wizerunkiem czaszki. Miał boskie ciało i twarz anioła. Chodzący ideał, który nie powinien istnieć w żadnym świecie. Młody mężczyzna ukłonił się nisko, jak za dawnych czasów. Miał gęste, kruczoczarne włosy i ciemne, hipnotyzujące oczy. Gdy spojrzałam w jego tęczówki, wydawało mi się, jakbym spadała do ciemnej przepaści. Poczułam się bezradna i zdezorientowana.
- Kim jesteś? – spytałam tajemniczego gościa.
- Ważniejszym pytaniem jest to, kim ty jesteś i skąd się tu wzięłaś, jagniątko. – odpowiedział
- Co cię zagnało do jaskini lwa?
Stanęłam nieruchomo, bojąc się ruszyć. Chłopak w tym czasie przybliżył się do mnie
i natarczywie przyglądał mi się. Poczułam się nieswojo.
- Dlaczego nazywasz siebie lwem? Dlaczego tu jesteś? Nie powinno ciebie tu być. To mój sen. Co tu robisz? – zalałam go gradem pytań.
- Oj… Zadajesz za dużo pytań – powiedział – nazywam się Haden i mieszkam tu. Więcej nie musisz wiedzieć. Jak się nazywasz, tajemna istoto zesłana na moją zgubę?
- Violetta – odpowiedziałam cicho.
- Pięknie wyglądasz Violetto. Ale lepiej byłoby dla ciebie, jakbyś już tutaj nie wracała. Idź stąd.
- Dziękuję – powiedziałam zdruzgotana jego słowami – Dlaczego sądzisz, że nie powinnam tu wracać? Czemu mam stąd iść?
- Bo grozi ci niebezpieczeństwo – powiedział oddalając się w kierunku mostka. Bezwiednie poszłam za nim.
- Jakie? – spytałam.
Jego twarz wykrzywił grymas. Nie odpowiedział mi. Po chwili ciszy powiedział szeptem, myśląc, że go nie usłyszę:
- Ja.
Doszliśmy do mostku na małej rzece. Pod naszymi nogami płynęła krystaliczna woda. Haden usiadł, mocząc nogi w wodzie. Stałam przez chwilę, po czym uczyniłam to samo. Siedzieliśmy obok siebie.
- Skąd się tu wziąłeś? – spytałam po raz kolejny, opierając się wygodniej o balustradę mostka.
- Mówiłem już. Mieszkam tu. – odparł – To ty powinnaś zadać to pytanie sobie.
- Wątpię. – powiedziałam – To mój sen. Dziwię się sama, że mam taki dziwny sen. Ostatnio wcale nie miałam snów.
- Mhm… - mruknął – To ty nic nie wiesz.
- O czym? – spytałam szybko.
- Nieważne. – zbył mnie – Musisz stąd iść. I to szybko.
- Nie umiem. Nie panuje nad swoim snem. – powiedziałam żałośnie. Znowu zaczęłam
się bać. Objęłam się rękami. – Nie chcę tu być.
Roześmiał się tak, jak śmieją się dorośli, gdy dziecko zrobi coś zabawnego. Pomimo chłodu, który przeszywał moje kości, moja skóra była rozpalona.
- A czy ja chcę??! – wykrzyknął – Nikt nie chce tu być! To piekło! Istna kraina koszmarów! To ona wszystkich tu zwabia! Nawet ja jestem jej więźniem!
- Czyim jesteś więźniem? Kto cię więzi? – spytałam zdezorientowana. Chciałam go objąć ramieniem, pocieszyć, ale zrezygnowałam, widząc wyraz jego twarzy. Był na skraju wybuchu.
- Nieważne. – powiedział z goryczą – I tak nic nie zrozumiesz.
Przełknęłam strach, który utkwił mi w gardle jak klucha. Nie wiedziałam
co powiedzieć. Oboje milczeliśmy.
- Nie powinnaś tu być Violetto. – wypalił nagle, przerywając niezręczną ciszę.
- A co znaczy to ,,tu’’?
- To mój świat. – wskazał na łąkę – Nie powinnaś nawet móc się tu dostać.
- To dlaczego tu jestem? – spytałam – Jak się tu dostałam?
- Sam chciałbym wiedzieć. – popatrzył na mnie intensywnym wzrokiem, jakby chciał przejrzeć na wylot moją duszę – Nie należysz do tego miejsca.
Przeszył mnie zimny dreszcz.
- Czy ja śnię?
- A jak myślisz? – odpowiedział pytaniem na pytanie – Nie zawsze białe jest białe, a czarne jest czarne. Czasem góra to dół.
- Nie mam pojęcia. – odszepnęłam jeszcze bardziej zdezorientowana i bliska płaczu. Co ja tu robię?!?
Wyciągnął rękę i urwał z pobliskiego krzaka, którego przed chwila wcale nie było, czarną róże. Podał mi ją. Ostrożnie ujęłam łodyżkę rośliny. Miała jeden, pojedynczy kolec. Mój umysł nawiedziła myśl, że nie powinnam jej przyjmować oraz, że czarny kolor nie wróży nic dobrego. Szybko upchnęłam tę myśl na obrzeża mojej podświadomości.
- Dziękuję – powiedziałam.
Haden nie puszczał kwiatka i oboje wpatrywaliśmy się w czarną różę, która była między nami. Ogarnęło mnie dziwne uczucie. Nagle chłopak puścił różę.
- Idź stąd. – powiedział niespodziewanie.
- Nie umiem. Nie wiem jak.
Cmoknął z dezaprobatą.
- Wiesz więcej, niż sądzisz. – odpowiedział.
- Chciałabym wiedzieć gdzie jestem… - wypaliłam. Powąchałam różę. Pachniała słodko z odrobiną pikantnej nutki.
- Nie powinnaś wiedzieć. – odparł Haden.
- Coraz bardziej jestem przekonana, że to tylko sen… - westchnęłam.
- Może dla ciebie. –wyciągnął dłoń w moją stronę, ale zamarł w połowie ruchu.
Nagle przez polanę przebiegł odgłos wycia jakiegoś dzikiego zwierzęcia. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Adrenalina zaczęła krążyć po moich żyłach.
- Idź już! Teraz! Uciekaj! Szybko! Biegnij! – krzyknął Haden.
Nie trzeba było mi tego dwa razy powtarzać. Puściłam się biegiem z powrotem w głąb lasu, który porastał obrzeża polany. Zapomniałam o trzymanej w dłoni czarnej róży z jednym kolcem od Hadena. Ukłułam się.
- Cholera! – zaklęłam.
Z rany wypłynęła jedna szkarłatna kropla krwi. Patrzyłam zahipnotyzowana, jak stacza się z mojej ręki i spada. Gdy dotknęła ziemi obudziłam się.
Moje łóżko było przykryte mnóstwem czarnych róż.
-Aaaaa..-krzyczałam i nagle wszystko prysło.
Obudziłam się całą spocona, nie mogłam złapać oddechu.
Przepraszam, ze tak długo nie pisałam. Ale wgl nie miałam dostępu do internetu. dzisiaj siadłam pierwszy raz od około miesiąca. Bardzo was przepraszam i mam nadzieję, że powrócicie do czytania. Komentujcie <3
wtorek, 23 grudnia 2014
niedziela, 2 listopada 2014
Rozdział 51
-...i tak właśnie myje się szklankę-zakończył i zaczął się śmiać.
-Jesteś tak zboczony, że aż wcale-krzyknęła Francesca, a wszyscy zaczęli się śmiać. A Luca za to dostał od niej po głowie.
-A wiecie, że...-zaczął Federico
-Nie chce słyszeć żadnych zboczonych tematów!-Krzyknęła Ludmila, a Fede spuścił tylko głowę. I zapadła cisza. Niezręczna, ale postanowiłam to przerwać.
-A czy mi się zdaje czy coś jest między wami?-wskazałam palcami na Federico i Ludmile, a oni tylko zrobili duże oczy.
-Na..nami?-zapytała ze zdziwieniem dziewczyna.
-Nie! Mną i Leonem-zaśmiałam się- jasne, że wami!
-Ej!-usłyszałam ze strony Leona-Przecież między nami coś jest!-krzyknął, a ja zrobiłam minę typy 'Serio, serio', potem już nic się nie odzywał.
-Więc...-mówiła Naty.
-Noo..-zaczęła Lu.
-Jesteśmy razem-powiedział Fede ze zmrużonymi oczami.
-Gratulacje!-krzyknęliśmy wszyscy i od razu uściskaliśmy naszą nową parę. Gratulowaliśmy im jeszcze bardzo długo.
Jest już prawie 21. Robiło się pomału ciemno. Wszyscy byliśmy szczęśliwi, śmialiśmy się ze wszystkiego, było bardzo wesoło w świetle księżyca. Noc zapowiadała się ciepła. W końcu to jeszcze wakacje. Niby jesień, ale jednak jeszcze koniec lata. Mi chciało się już trochę spać, więc wstałam i oznajmiłam reszcie że idę do pokoju, ale Leon mi jednak nie pozwolił. Złapał mnie i pociągnął za rękę i byłam zmuszona wylądować na jego kolanach.
-Gdzie się pani wybiera?-zapytał szeptem, na co się uśmiechnęłam.
-Spać-objęłam go i przytuliłam się do niego.
-Ejejej widzę, że już wszyscy zmęczeni-powiedział Luca-Mam coś dla was-uśmiechnął się i wstał od stołu. Pokierował się w stronę małej lodóweczki, która stała obok grilla i wyciągnął z niej jakąś reklamówkę. Była pełna jakiś napojów, ale nie było widać jakich, bo było ciemno, a że małe światełka nie dają dużo światła nie było za jasno. Postawił ją na stole i wyciągnął jeden napój. Było to piwo. Nie...to nie możliwe oni chyba nie zamierzają pić. Przecież nie mogą! Są niepełnoletni!
-Wy chyba nie zamierzacie tego pić!-krzyknęła Naty.
-A czemu?-zapytał Diego.
-Nie macie 18 lat!-krzyknęła tym razem Camila.
-No to co?-zapytał głupio Marco.
-Marco!-krzyknęła Francesca.
-Cicho! Raz nam nie zaszkodzi!-krzyknął Federico.
-Wy to zamierzacie pić?-zapytałam
-No, a czemu nie?-zapytał Leon. Trochę mnie to zdziwiło.
-Nie wolno wam!-krzyknęła Ludmila
-Wiecie co? Róbcie co chcecie-powiedziałam i wyrwałam się z objęć Leona-ja idę do domu-oznajmiłam i poszłam, jednym okiem zobaczyłam, że reszta dziewczyn robi to samo to co ja. Nie dziwie im się. Przecież to niedorzeczne co oni robią, a Luca pełnoletni i nic sobie z tego nie robi. Nie rozumiem ich w ogóle.
Weszłam do pokoju w którym miałam nocować. Usiadłam na łóżku i po chwili tylko usłyszałam trzaśnięcia drzwiami, a potem tylko ciszę. Postanowiłam się przebrać w piżamę i położyć spać, bo i tak nie opłaca się czekać na chłopaków. Leon będzie miał jutro nauczkę. Położyłam się na łóżku.
Zaczęłam myśleć. Jak Leon może być taki głupi i pić? Zadawałam se to pytanie dłuższy czas, aż w końcu zgasiłam światło i usnęłam.
Leon
Niby Luca wyciągnął ten alkohol. Przyznaje, piliśmy wszyscy, ale ja tylko pół puszki. Wiem, że to było pierwszy raz jak piłem. Ale nikt święty nie jest. Każdy popełnia jakieś błędy. Violetta na pewno się na mnie obraziła.
-Chłopaki ja idę zobaczyć do Violi, może zaraz wrócę-oznajmiłem i udałem się do naszego pokoju. Lekko uchyliłem drzwi, było ciemno. Zapewne spała. Wszedłem do środka i usiadłem z boku na łóżku. Pogłaskałem ją po głowie. Ruszyła się, to znaczy, że ją obudziłem.
-O..raczyłeś się pojawić-powiedziała.
-Violu...wiem, że źle zrobiłem, ale...
-Trochę za późno...mogłeś pomyśleć wcześniej co robisz.
-Violetta...
-Nie chcę cię słuchać! Idź sobie to swoich kolegów!-krzyknęła
-Violu...
-Mówiłam, że nie chcę cię widzieć!-krzyknęła. Trochę mnie tym uraziła. Wiedziałem, że będzie zła. Ale powinna mi dać się wytłumaczyć. Wstałem nic nie mówiąc i wyszedłem z pokoju trzaskając głośno drzwiami. Byłem bardzo wkurzony. Poszedłem do chłopaków. Jak uśnie to wrócę.
Violetta
No i po co on tu przyszedł? Sama nie wiem. Nawet nie wiem za co mnie przeprasza, przecież to jego sprawa. Postanowiłam nie zawracać sobie już nim głowy i spróbować usnąć.
W pewnej chwili usłyszałam otwierające się drzwi do pokoju. To pewnie Leon. Chwile później poczułam czyjeś ręce na moich plecach. Nie powiem przestraszyłam się bo czułam, że to nie był dotyk mojego chłopaka.
-Hej piękna-usłyszałam szepnięcie do ucha-mam zlecenie, ale ty się tym nie przejmuj-jak się odezwał to już wiedziałam, że to był Diego. Tylko czego on chce. Usiadł na mnie okrakiem.
-Co ty robisz?-zapytałam i próbowałam go zepchnąć, ale on złapał moje ręce i 'przykuł' do poduszki.
-Bądź grzeczna to nic nie poczujesz-szepnął lekko muskając moją szyję.
-Diego, puść mnie!-krzyczałam, teraz już się bałam. Ja go praktycznie nie znam. Nie wiem co chce mi zrobić.
-Cii...-powiedział puszczając moje ręce. Nic nie widziałam co robi bo było ciemno. Po chwili znowu poczułam jego ręce na mojej twarzy. Przykleił mi taśmę na usta. Teraz już byłąm pewna co chce mi zrobić. W tej chwili wierciłam się niesamowicie. Chciałam mu jak najszybciej uciec. Ale niestety on był silniejszy. jedną ręką trzymał moje ręce, a drugą powoli ściągał mojej spodenki od piżamy. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam. Broniłam się tyle ile miałam sił.
-Grzeczniej, bo nie będę cię oszczędzał-powiedział cicho i w tym czasie przyszedł sms na mój telefon. Diego wziął go w swoje ręce i przeczytał sms'a. " Widzę, że nic sobie nie robiłaś z moich ostrzeżeń...Teraz już nie przeszkadzam...Życzę gorącej nocy :D"
-Ooo...widzę, że jednak nie byłaś taka ostrożna-zaśmiał się i powrócił do poprzedniej czynności.
Po chwili byłam już naga. Diego właśnie rozpinał spodnie, kiedy nagle światło się zaświeciło...
Ciekawi co się teraz stanie?? Na pewno :D Nie bijcie...i komentujcie oraz czytajcie. Wiem, że rozdział pojawił się dość szybko, a to ze względu na wenę i czas oraz wasze wcześniejsze komentarze, których i tak chciałabym, żeby było więcej. Mam taką cichą nadzieję, że będzie... :***
-Jesteś tak zboczony, że aż wcale-krzyknęła Francesca, a wszyscy zaczęli się śmiać. A Luca za to dostał od niej po głowie.
-A wiecie, że...-zaczął Federico
-Nie chce słyszeć żadnych zboczonych tematów!-Krzyknęła Ludmila, a Fede spuścił tylko głowę. I zapadła cisza. Niezręczna, ale postanowiłam to przerwać.
-A czy mi się zdaje czy coś jest między wami?-wskazałam palcami na Federico i Ludmile, a oni tylko zrobili duże oczy.
-Na..nami?-zapytała ze zdziwieniem dziewczyna.
-Nie! Mną i Leonem-zaśmiałam się- jasne, że wami!
-Ej!-usłyszałam ze strony Leona-Przecież między nami coś jest!-krzyknął, a ja zrobiłam minę typy 'Serio, serio', potem już nic się nie odzywał.
-Więc...-mówiła Naty.
-Noo..-zaczęła Lu.
-Jesteśmy razem-powiedział Fede ze zmrużonymi oczami.
-Gratulacje!-krzyknęliśmy wszyscy i od razu uściskaliśmy naszą nową parę. Gratulowaliśmy im jeszcze bardzo długo.
Jest już prawie 21. Robiło się pomału ciemno. Wszyscy byliśmy szczęśliwi, śmialiśmy się ze wszystkiego, było bardzo wesoło w świetle księżyca. Noc zapowiadała się ciepła. W końcu to jeszcze wakacje. Niby jesień, ale jednak jeszcze koniec lata. Mi chciało się już trochę spać, więc wstałam i oznajmiłam reszcie że idę do pokoju, ale Leon mi jednak nie pozwolił. Złapał mnie i pociągnął za rękę i byłam zmuszona wylądować na jego kolanach.
-Gdzie się pani wybiera?-zapytał szeptem, na co się uśmiechnęłam.
-Spać-objęłam go i przytuliłam się do niego.
-Ejejej widzę, że już wszyscy zmęczeni-powiedział Luca-Mam coś dla was-uśmiechnął się i wstał od stołu. Pokierował się w stronę małej lodóweczki, która stała obok grilla i wyciągnął z niej jakąś reklamówkę. Była pełna jakiś napojów, ale nie było widać jakich, bo było ciemno, a że małe światełka nie dają dużo światła nie było za jasno. Postawił ją na stole i wyciągnął jeden napój. Było to piwo. Nie...to nie możliwe oni chyba nie zamierzają pić. Przecież nie mogą! Są niepełnoletni!
-Wy chyba nie zamierzacie tego pić!-krzyknęła Naty.
-A czemu?-zapytał Diego.
-Nie macie 18 lat!-krzyknęła tym razem Camila.
-No to co?-zapytał głupio Marco.
-Marco!-krzyknęła Francesca.
-Cicho! Raz nam nie zaszkodzi!-krzyknął Federico.
-Wy to zamierzacie pić?-zapytałam
-No, a czemu nie?-zapytał Leon. Trochę mnie to zdziwiło.
-Nie wolno wam!-krzyknęła Ludmila
-Wiecie co? Róbcie co chcecie-powiedziałam i wyrwałam się z objęć Leona-ja idę do domu-oznajmiłam i poszłam, jednym okiem zobaczyłam, że reszta dziewczyn robi to samo to co ja. Nie dziwie im się. Przecież to niedorzeczne co oni robią, a Luca pełnoletni i nic sobie z tego nie robi. Nie rozumiem ich w ogóle.
Weszłam do pokoju w którym miałam nocować. Usiadłam na łóżku i po chwili tylko usłyszałam trzaśnięcia drzwiami, a potem tylko ciszę. Postanowiłam się przebrać w piżamę i położyć spać, bo i tak nie opłaca się czekać na chłopaków. Leon będzie miał jutro nauczkę. Położyłam się na łóżku.
Zaczęłam myśleć. Jak Leon może być taki głupi i pić? Zadawałam se to pytanie dłuższy czas, aż w końcu zgasiłam światło i usnęłam.
Leon
Niby Luca wyciągnął ten alkohol. Przyznaje, piliśmy wszyscy, ale ja tylko pół puszki. Wiem, że to było pierwszy raz jak piłem. Ale nikt święty nie jest. Każdy popełnia jakieś błędy. Violetta na pewno się na mnie obraziła.
-Chłopaki ja idę zobaczyć do Violi, może zaraz wrócę-oznajmiłem i udałem się do naszego pokoju. Lekko uchyliłem drzwi, było ciemno. Zapewne spała. Wszedłem do środka i usiadłem z boku na łóżku. Pogłaskałem ją po głowie. Ruszyła się, to znaczy, że ją obudziłem.
-O..raczyłeś się pojawić-powiedziała.
-Violu...wiem, że źle zrobiłem, ale...
-Trochę za późno...mogłeś pomyśleć wcześniej co robisz.
-Violetta...
-Nie chcę cię słuchać! Idź sobie to swoich kolegów!-krzyknęła
-Violu...
-Mówiłam, że nie chcę cię widzieć!-krzyknęła. Trochę mnie tym uraziła. Wiedziałem, że będzie zła. Ale powinna mi dać się wytłumaczyć. Wstałem nic nie mówiąc i wyszedłem z pokoju trzaskając głośno drzwiami. Byłem bardzo wkurzony. Poszedłem do chłopaków. Jak uśnie to wrócę.
Violetta
No i po co on tu przyszedł? Sama nie wiem. Nawet nie wiem za co mnie przeprasza, przecież to jego sprawa. Postanowiłam nie zawracać sobie już nim głowy i spróbować usnąć.
W pewnej chwili usłyszałam otwierające się drzwi do pokoju. To pewnie Leon. Chwile później poczułam czyjeś ręce na moich plecach. Nie powiem przestraszyłam się bo czułam, że to nie był dotyk mojego chłopaka.
-Hej piękna-usłyszałam szepnięcie do ucha-mam zlecenie, ale ty się tym nie przejmuj-jak się odezwał to już wiedziałam, że to był Diego. Tylko czego on chce. Usiadł na mnie okrakiem.
-Co ty robisz?-zapytałam i próbowałam go zepchnąć, ale on złapał moje ręce i 'przykuł' do poduszki.
-Bądź grzeczna to nic nie poczujesz-szepnął lekko muskając moją szyję.
-Diego, puść mnie!-krzyczałam, teraz już się bałam. Ja go praktycznie nie znam. Nie wiem co chce mi zrobić.
-Cii...-powiedział puszczając moje ręce. Nic nie widziałam co robi bo było ciemno. Po chwili znowu poczułam jego ręce na mojej twarzy. Przykleił mi taśmę na usta. Teraz już byłąm pewna co chce mi zrobić. W tej chwili wierciłam się niesamowicie. Chciałam mu jak najszybciej uciec. Ale niestety on był silniejszy. jedną ręką trzymał moje ręce, a drugą powoli ściągał mojej spodenki od piżamy. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam. Broniłam się tyle ile miałam sił.
-Grzeczniej, bo nie będę cię oszczędzał-powiedział cicho i w tym czasie przyszedł sms na mój telefon. Diego wziął go w swoje ręce i przeczytał sms'a. " Widzę, że nic sobie nie robiłaś z moich ostrzeżeń...Teraz już nie przeszkadzam...Życzę gorącej nocy :D"
-Ooo...widzę, że jednak nie byłaś taka ostrożna-zaśmiał się i powrócił do poprzedniej czynności.
Po chwili byłam już naga. Diego właśnie rozpinał spodnie, kiedy nagle światło się zaświeciło...
Ciekawi co się teraz stanie?? Na pewno :D Nie bijcie...i komentujcie oraz czytajcie. Wiem, że rozdział pojawił się dość szybko, a to ze względu na wenę i czas oraz wasze wcześniejsze komentarze, których i tak chciałabym, żeby było więcej. Mam taką cichą nadzieję, że będzie... :***
czwartek, 23 października 2014
Rozdział 50
-To dla mnie?
-A widzisz tu jakąś inną księżniczkę?
-Księżniczkę?-zaśmiałam się
-Tak, tylko, że moją księżniczkę-uśmiechnęłam się i rzuciłam mu się w ramiona. Staliśmy tak przytuleni kilka dobrych minut. Po chwili Leon złapał mnie za rękę i zaciągnął na koc. Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Leon wyciągną z koszyka, który był położony na kolorowym kocu, dużo smakołyków. Uśmiechnęłam się na sam widok tego co przygotował. Jestem tylko ciekawa kiedy to zdążył zrobić. Przecież to tak daleko i w dodatku gdzieś w środku lasu. Ale to w tej chwili jest najmniej ważne. Najważniejsze jest to, że jestem tu z miłością mojego życia.
Po dłuższym czasie kosztowania pokarmów, położyłam głowę na kolanach chłopaka. Uśmiechnął się i sięgnął gdzieś ręką. Gdy ją podniósł zauważyłam winogrono, które trzymał. Myślałam, że chce mi je dać, uśmiechnęłam się na widok ręki zbliżającej się ku mojej buzi. Gdy miałam otworzyć buzie, Leon porwał rękę i owoc wylądował w jego ustach. Udałam obrażoną i podniosłam się z jego kolan, po czym wstałam z koca i powędrowałam przed siebie.
-Violu!-słyszałam głośnie krzyki mojego chłopaka.
Nie zwracałam na niego nawet najmniejszej uwagi. Usiadłam na wielkiej gałęzi, która niemalże dotykała ziemi. Wzięłam do ręki listka i zaczęłam się nim bawić.
-Ej mała...-Leon usiadł obok mnie-...nie obrażaj się-chciał mnie przytulić, ale ja go lekko odepchnęłam-przecież nie chciałem ci zrobić na złość...to były tylko żarty-tłumaczył.
-Wiem-zaśmiałam się po chwili.
-Że jak?
-Wiem-zaśmiałam się jeszcze głośniej.
-Oj joj joj Violu..zasłużyłaś na karę-śmiesznie poruszył brwiami i szybkim ruchem podniósł mnie, przerzucając mnie sobie przez ramię.
-Puść mnie..wariacie!-krzyczałam, a ten nic sobie z tego nie robił. Rzucił mnie na koc i zaczął gilgotać.
-Le..on..pro...szę...cię...prze...prze...prze...stń...!-krzyczałam najgłośniej jak mogłam.
Po dłuższej chwili zabawy, chłopak przestał mnie łaskotać i szybko zbliżył się do moich ust. Złączył je w pocałunku, ale krótkim, bo się oderwałam, żeby złapać oddech. Położył się obok mnie, podpierając się na łokciu.
-Kocham cię-wyszeptał mi do ucha.
-Ja cie...bie też-powiedziałam zdyszana z dużym uśmiechem.
-Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie...-zaczął chłopak.
-Ja też-zaśmiał się.
-Tylko tyle masz do powiedzenia 'Ja też'?-uśmiechnęłam się i odpowiedziałam mu pocałunkiem, oczywiście był zdziwiony, ale po chwili go oddał.
-Wiesz, że dzisiaj wieczorem robimy grilla?-zapytał wesoło.
-Nie wiedziałam...ale teraz już wiem-uśmiechnęłam się.
-Luka powiedział, że coś ma dla nas.
-Co?
-Sam chciałbym wiedzieć...Zbieramy się?-zapytał po chwili
-Pewnie, już szósta dochodzi.
Podnieśliśmy się. Ja pozbierałam wszystkie resztki, których nie zjedliśmy i wyrzuciłam je gdzieś daleko na łąkę, może zjedzą to leśne zwierzęta. Leon w tym czasie pozbierał naczynia, które powkładał do koszyka piknikowego i poskładał koc, który również wepchał do koszyka. Złapaliśmy się za ręce i ruszyliśmy ścieżką w stronę posiadłości wujka Leona.
Francesca
Nasza Leonetta poszła sobie 2 godziny temu na randkę i jeszcze nie wrócili. My już wszystko przygotowaliśmy. Sztućce plastikowe, talerzyki papierowe, kiełbasy, boczek i wiele innych rzeczy do jedzenia. Ludmile już głowa nie boli, ale Fede i tak ją nie odstępuje na krok. Jak byli sami w domu, to chyba coś się wydarzyło, bo razem chodzą z głową w chmurach. Później będę musiała wypytać Lu o wszystko, bo na pewno coś się tam działo.
-Luca rozpalcie tego grilla!-krzyknęłam do chłopaków, którzy cały czas kręcili się tylko w okół tego-nie będziemy czekać wieczność na "zakochanych"-zrobiłam rękami cudzysłów. I wtedy zobaczyłam Leona obejmującego Violette w pasie, idących w naszą stronę.
-Nie..bo twój nosek jest taki słodki-Leon dotknął nosa Violi.
-A twoje ustka takie mraśne-zmrużyła oczy z wielkim uśmiechem.
-A twoje...
-Ej my tu też jesteśmy-oznajmiłam.
-Widzimy przecież-odpysknął Leon.
-No to jak widzisz, to się zachowuj!-krzyknęłam
-Oj no Fran nie przesadzaj, przecież nic ci nie zrobił-wtrąciła się Cami-Siadaj Violu, a ty Leon idź pomóż chłopakom węgiel znaleźć, bo chyba nie mogą-chłopak z wielką nie chęcią puścił swoją ukochaną i poszedł na poszukiwania węgla.
-Dlaczego tak długo was nie było?-zapytała uśmiechnięta Naty-Fran tu od zmysłów odchodziła-zaśmiała się, a ja za to spiorunowałam ją wzrokiem.
-Fran o co się złościsz? Przecież mówiłam wam, że idę z Leonem...
-Tak, tak wiem, że szłaś na randkę...ale, że tak długo?
-Fran!-krzyknęła Cami
-No okej przepraszam, ale ja się martwiłam, bo długo nie wracaliście, a tu z chłopakami ciężko było wytrzymać. Bałam się żeby nic nie zrobili w domu, bo wtedy Leon by nas chyba zabił...
-Fran nie mów tak!-krzyknęła Violetta-Jeżeli Leon wziął taką odpowiedzialność i przyjechał tu z tymi świrami to teraz jest to jego sprawa. Jak coś zniszczą on poniesie tego konsekwencje, a nie ty-nic nie odpowiedziałam tylko przytuliłam Violettę. I wtedy właśnie przyszli chłopaki z wielkim krzykiem, że znaleźli węgiel.
Violetta
Moim zdaniem Fran za dużo się martwi i narzeka. Ale trudno co poradzę, taka jest z natury. Podszedł do mnie mój chłopak i przytulił się do mnie.
-Już się za tobą stęskniłem-wyszeptał mi do ucha, a ja na jego słowa się uśmiechnęłam,
-Ja za tobą też-wyszeptałam.
-Gołąbeczki chodźcie na grilla!-usłyszałam głos Maxi'ego.
Nic nie odpowiedzieliśmy, tylko poszliśmy do naszych przyjaciół i usiedliśmy przy stoliku. Wszyscy siedzieliśmy przy stole. Tylko Leon i Federico paradowali w samych koszulkach przy grillu.
Te wszystkie produkty wyglądały przepysznie. Po dłuższej chwili wszystkie smakołyki były gotowe, więc zaczęliśmy jeść, a między czasie dużo rozmawialiśmy, aż do pewnego czasu, kiedy Luca zszedł na dość dziwny temat.
-...no to tak. Dotknij ją. Powoli włóż dwa palce. Jeśli jest szeroka możesz powoli włożyć trzy palce. Musi być wilgotna. Poruszaj w górę i w dół...-gdy to mówił wszystkie dziewczyny dziwnie na niego patrzyły, za to chłopcy byli bardzo zafascynowani jego wypowiedzią-i...
Haha, Jestem zła..Wiem...Urywam w takim momencie...Nie bijcie...Hihihi..Nie domyślacie się co to będzie ;) Myślicie pewnie o dziwnej rzeczy, czynności..ale to nie to :* Dziękuję za tak liczne wyświetlenia...proszę was jeszcze o komentarze (będę bardzo, bardzo zadowolona)..To do następnego :***
-A widzisz tu jakąś inną księżniczkę?
-Księżniczkę?-zaśmiałam się
-Tak, tylko, że moją księżniczkę-uśmiechnęłam się i rzuciłam mu się w ramiona. Staliśmy tak przytuleni kilka dobrych minut. Po chwili Leon złapał mnie za rękę i zaciągnął na koc. Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Leon wyciągną z koszyka, który był położony na kolorowym kocu, dużo smakołyków. Uśmiechnęłam się na sam widok tego co przygotował. Jestem tylko ciekawa kiedy to zdążył zrobić. Przecież to tak daleko i w dodatku gdzieś w środku lasu. Ale to w tej chwili jest najmniej ważne. Najważniejsze jest to, że jestem tu z miłością mojego życia.
Po dłuższym czasie kosztowania pokarmów, położyłam głowę na kolanach chłopaka. Uśmiechnął się i sięgnął gdzieś ręką. Gdy ją podniósł zauważyłam winogrono, które trzymał. Myślałam, że chce mi je dać, uśmiechnęłam się na widok ręki zbliżającej się ku mojej buzi. Gdy miałam otworzyć buzie, Leon porwał rękę i owoc wylądował w jego ustach. Udałam obrażoną i podniosłam się z jego kolan, po czym wstałam z koca i powędrowałam przed siebie.
-Violu!-słyszałam głośnie krzyki mojego chłopaka.
Nie zwracałam na niego nawet najmniejszej uwagi. Usiadłam na wielkiej gałęzi, która niemalże dotykała ziemi. Wzięłam do ręki listka i zaczęłam się nim bawić.
-Ej mała...-Leon usiadł obok mnie-...nie obrażaj się-chciał mnie przytulić, ale ja go lekko odepchnęłam-przecież nie chciałem ci zrobić na złość...to były tylko żarty-tłumaczył.
-Wiem-zaśmiałam się po chwili.
-Że jak?
-Wiem-zaśmiałam się jeszcze głośniej.
-Oj joj joj Violu..zasłużyłaś na karę-śmiesznie poruszył brwiami i szybkim ruchem podniósł mnie, przerzucając mnie sobie przez ramię.
-Puść mnie..wariacie!-krzyczałam, a ten nic sobie z tego nie robił. Rzucił mnie na koc i zaczął gilgotać.
-Le..on..pro...szę...cię...prze...prze...prze...stń...!-krzyczałam najgłośniej jak mogłam.
Po dłuższej chwili zabawy, chłopak przestał mnie łaskotać i szybko zbliżył się do moich ust. Złączył je w pocałunku, ale krótkim, bo się oderwałam, żeby złapać oddech. Położył się obok mnie, podpierając się na łokciu.
-Kocham cię-wyszeptał mi do ucha.
-Ja cie...bie też-powiedziałam zdyszana z dużym uśmiechem.
-Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie...-zaczął chłopak.
-Ja też-zaśmiał się.
-Tylko tyle masz do powiedzenia 'Ja też'?-uśmiechnęłam się i odpowiedziałam mu pocałunkiem, oczywiście był zdziwiony, ale po chwili go oddał.
-Wiesz, że dzisiaj wieczorem robimy grilla?-zapytał wesoło.
-Nie wiedziałam...ale teraz już wiem-uśmiechnęłam się.
-Luka powiedział, że coś ma dla nas.
-Co?
-Sam chciałbym wiedzieć...Zbieramy się?-zapytał po chwili
-Pewnie, już szósta dochodzi.
Podnieśliśmy się. Ja pozbierałam wszystkie resztki, których nie zjedliśmy i wyrzuciłam je gdzieś daleko na łąkę, może zjedzą to leśne zwierzęta. Leon w tym czasie pozbierał naczynia, które powkładał do koszyka piknikowego i poskładał koc, który również wepchał do koszyka. Złapaliśmy się za ręce i ruszyliśmy ścieżką w stronę posiadłości wujka Leona.
Francesca
Nasza Leonetta poszła sobie 2 godziny temu na randkę i jeszcze nie wrócili. My już wszystko przygotowaliśmy. Sztućce plastikowe, talerzyki papierowe, kiełbasy, boczek i wiele innych rzeczy do jedzenia. Ludmile już głowa nie boli, ale Fede i tak ją nie odstępuje na krok. Jak byli sami w domu, to chyba coś się wydarzyło, bo razem chodzą z głową w chmurach. Później będę musiała wypytać Lu o wszystko, bo na pewno coś się tam działo.
-Luca rozpalcie tego grilla!-krzyknęłam do chłopaków, którzy cały czas kręcili się tylko w okół tego-nie będziemy czekać wieczność na "zakochanych"-zrobiłam rękami cudzysłów. I wtedy zobaczyłam Leona obejmującego Violette w pasie, idących w naszą stronę.
-Nie..bo twój nosek jest taki słodki-Leon dotknął nosa Violi.
-A twoje ustka takie mraśne-zmrużyła oczy z wielkim uśmiechem.
-A twoje...
-Ej my tu też jesteśmy-oznajmiłam.
-Widzimy przecież-odpysknął Leon.
-No to jak widzisz, to się zachowuj!-krzyknęłam
-Oj no Fran nie przesadzaj, przecież nic ci nie zrobił-wtrąciła się Cami-Siadaj Violu, a ty Leon idź pomóż chłopakom węgiel znaleźć, bo chyba nie mogą-chłopak z wielką nie chęcią puścił swoją ukochaną i poszedł na poszukiwania węgla.
-Dlaczego tak długo was nie było?-zapytała uśmiechnięta Naty-Fran tu od zmysłów odchodziła-zaśmiała się, a ja za to spiorunowałam ją wzrokiem.
-Fran o co się złościsz? Przecież mówiłam wam, że idę z Leonem...
-Tak, tak wiem, że szłaś na randkę...ale, że tak długo?
-Fran!-krzyknęła Cami
-No okej przepraszam, ale ja się martwiłam, bo długo nie wracaliście, a tu z chłopakami ciężko było wytrzymać. Bałam się żeby nic nie zrobili w domu, bo wtedy Leon by nas chyba zabił...
-Fran nie mów tak!-krzyknęła Violetta-Jeżeli Leon wziął taką odpowiedzialność i przyjechał tu z tymi świrami to teraz jest to jego sprawa. Jak coś zniszczą on poniesie tego konsekwencje, a nie ty-nic nie odpowiedziałam tylko przytuliłam Violettę. I wtedy właśnie przyszli chłopaki z wielkim krzykiem, że znaleźli węgiel.
Violetta
Moim zdaniem Fran za dużo się martwi i narzeka. Ale trudno co poradzę, taka jest z natury. Podszedł do mnie mój chłopak i przytulił się do mnie.
-Już się za tobą stęskniłem-wyszeptał mi do ucha, a ja na jego słowa się uśmiechnęłam,
-Ja za tobą też-wyszeptałam.
-Gołąbeczki chodźcie na grilla!-usłyszałam głos Maxi'ego.
Nic nie odpowiedzieliśmy, tylko poszliśmy do naszych przyjaciół i usiedliśmy przy stoliku. Wszyscy siedzieliśmy przy stole. Tylko Leon i Federico paradowali w samych koszulkach przy grillu.
Te wszystkie produkty wyglądały przepysznie. Po dłuższej chwili wszystkie smakołyki były gotowe, więc zaczęliśmy jeść, a między czasie dużo rozmawialiśmy, aż do pewnego czasu, kiedy Luca zszedł na dość dziwny temat.
-...no to tak. Dotknij ją. Powoli włóż dwa palce. Jeśli jest szeroka możesz powoli włożyć trzy palce. Musi być wilgotna. Poruszaj w górę i w dół...-gdy to mówił wszystkie dziewczyny dziwnie na niego patrzyły, za to chłopcy byli bardzo zafascynowani jego wypowiedzią-i...
Haha, Jestem zła..Wiem...Urywam w takim momencie...Nie bijcie...Hihihi..Nie domyślacie się co to będzie ;) Myślicie pewnie o dziwnej rzeczy, czynności..ale to nie to :* Dziękuję za tak liczne wyświetlenia...proszę was jeszcze o komentarze (będę bardzo, bardzo zadowolona)..To do następnego :***
niedziela, 21 września 2014
Rozdział 49
A mianowicie Ludmiła uderzyła głową o murek otaczający basen. Zaczęła krzyczeć, łapiąc się za głowę. W wodzie można było dostrzec krew, która spadała kropelkami z głowy dziewczyny. Wszyscy natychmiast się poderwali i popłynęli w stronę blondynki, która zawzięcie trzymała się za głowę i nikomu nie pozwalała jej dotknąć. Federico wziął Ludmile na ręce i popłynął z nią ku wyjścia z basenu. Popłynąłem za nimi. Wyszedłem jako pierwszy, a Federico podał mi dziewczynę na ręce, a on sam wyszedł z wody. Cała reszta zrobiła to samo. Położyłem blondynkę na leżaku pod parasolem.
-Ludmila? Ludmila?-powtarzała Naty-Słyszysz mnie?
-Tak, ale...proszę przynieście apteczkę.-wydusiła z siebie. Natalia natychmiast poleciała do domu po apteczkę.
-Strasznie boli?-zapytała Violetta siadając na leżaku obok blondynki.
-Nie tak strasznie,...ale krew...
-Już jestem-krzyknęła Naty biegnąca w naszą stronę. Federico natychmiast wyrwał z jej rąk czerwone pudełeczko i uklęknął z boku, po czym zaczął opatrzać ranę na czole blondynki.
-Idźcie!-rozkazał Federico-Ja się nią zajmę, wy idźcie się bawić.-poderwał Ludmilę do góry i poszli w stronę domu.
-Ale Federico..-odezwała się Camila
-Poradzę sobie!-krzyknął i znikł za drzwiami
Violetta
Albo mi się zdaje, albo nasz Fede się zakochał. Cały czas zajmuje się Ludmilą, nie odstępuje jej na krok. Uśmiechnęłam się, na samą myśl o tym, że znalazł swoją miłość. Uszczęśliwia mnie też fakt, że nie będzie przebywał tyle w domu, tylko gdzieś wyjdzie. Nie mówię, że nie wychodzi w ogóle, ale co jak co to dla niego to jest za mało. Ale ważne jest przede wszystkim to, że nie będzie za mną łaził, jak smród za gaciami.
-O czym tak myślisz?-zapytał Leon łapiąc mnie w tali
-O Fede-powiedziałam z uśmiechem.
-O Federico?!-zapytał z wyrzutem, puszczając mnie
-No tak...On się chyba zakochał....
-Ale, że w kim?
-Nie zauważyłeś?-zapytałam z uśmiechem. Chłopak pokręcił przecząco głową.-W Ludmile...Naszej blondynce-musnęłam Leona delikatnie w usta
-Na serio?
-No nie zauważyłeś jak się nią opiekuje. Teraz...ta scenka...Nic ci to nie mówi?
-Może i mówi.-uśmiechnął się zawadiacko. Przybliżył się do mnie. Domyśliłam się, że chce mnie pocałować.
-Leoś, Leoś, Leoś-westchnęłam i go namiętnie pocałowałam.-To co robimy?
-Zabieram cię gdzieś.
-Czyli, że randka?-zapytałam nie pewnie
-Tak, czyli, że randka.-potwierdził-To ty leć się ubrać, a ja tu poczekam-puścił mnie.
-A ty tak zamierzasz iść???-zapytałam patrząc na niego. Był w samych kąpielówkach.
-Tak. A czemu nie?-zapytał z uśmiechem i miną typu 'po co'. Nic nie powiedziałam tylko machnęłam na to ręką. Wzięłam jeszcze ze sobą moje ubrania z leżaka i poleciałam do góry, aby się przebrać w suchą bieliznę. Wyciągnęłam jakiś nowo kupiony i jeszcze nie używany komplet. Założyłam go na siebie.
Następnie szybko poszłam do łazienki i przesuszyłam włosy. Gdy lekko przeschły, udałam się znowu do pokoju po moją bluzkę, którą miałam na sobie przed chwilą i szorty, które natychmiast założyłam na siebie. Gdy miałam wychodzić z sypialni, przypomniało mi się , że Leon jej w samych kąpielówkach. Wróciłam i wygrzebałam z jego walizki jaki podkoszulek. Wzięłam go ze sobą i ruszyłam do mojego chłopaka. W połowie drogi, przypomniałam sobie, że nie wzięłam torebki z łóżka w której były niektóre kosmetyki, okulary przeciwsłoneczne i telefon. Ponownie się wróciłam i zabrałam moją zgubę. Tym razem doszłam do Leona bez wracania się do pomieszczenia.
-Co tak długo?-zapytał, gdy do niego podeszłam.
-Bo musiałam się wracać po twój podkoszulek i torebkę-odpowiedziałam rzucając mu koszulkę.
-Mówiłem ci, że nie jest mi potrzebna.
-Nie mów, że nie jest bo jest!-krzyknęłam-Nie chcę, żeby inne dziewczyny gapiły się na ciebie-dodałam ciszej. Spuściłam głowę, ale zauważyłam, że Leon się uśmiecha.
-Ktoś tu jest zazdrosny-podszedł do mnie, chwytając mnie za ręce-Nie bój się. Nikt mnie nie zobaczy, bo tu nikt w pobliżu nie mieszka-przytulił mnie.
-Ubierasz tą koszulkę albo nigdzie z tobą nie idę-krzyknęłam mu cicho do ucha. Odsunęłam się od niego trochę. A on na mnie popatrzył jakby chciał mi coś zrobić. Westchnął głośno i ubrał koszulkę.
-Tak trudno?-zapytałam, ale on nic nie odpowiedział tylko złapał mnie za rękę i wyszliśmy z ogrodzenia. Przed tym oznajmiłam dziewczyną, że wychodzę.
Idziemy w przyjemnej ciszy, trzymając się za rękę. Żadne z nas nic się nie odzywa. Rozumiemy się bez słów. Oparłam głowę na ramieniu Leona i ujrzałam przepiękne jeziorko, porośnięte dookoła fioletowymi kwiatami.
-Jak tu ślicznie.-oznajmiłam.
Zatrzymaliśmy się na chwilkę i podziwialiśmy piękno natury. To jest niesamowite. Wszędzie piękne, zielone drzewa, kolorowe kwiaty. Odgłosy przeróżnych zwierząt. Co jakiś czas przelatujące ptaki. Jest tu tak bajkowo i kolorowo. Jednym słowem-ślicznie.
-Chciałbym kiedyś zamieszkać na takim odludziu. Wszędzie tylko zieleń i zwierzęta. Nikt do niczego by się nie wtrącał.-rozmarzył się chłopak. uśmiechnęłam się na jego słowa.
-Masz racje. Fajnie by tak było mieszkać. Bez tych samochodów, budynków...
-To jest życie-powiedział z wielkim uśmiechem, po czym obrócił się w moją stronę i lekko musnął mnie w usta.-Chciałbym tak żyć, ale tylko i wyłącznie z tobą.-uśmiechnęłam się i nic nie odpowiedziałam tylko ponownie musnęłam go w usta.
-Kocham cię.
-A ja ciebie-po tych słowach ruszyliśmy dalej przed siebie.
Szliśmy piękną dróżką, po jej bokach można było dostrzec małe borówki i poziomki. Gdzie nie gdzie małe grzybki. Po dość długim chodzeniu przysiedliśmy sobie na ogromnym kamieniu.
Przypomniały mi się słowa szatyna. "Chciałbym tak żyć, ale tylko i wyłącznie z tobą." Czy on chciałby spędzić ze mną resztę swojego życia? To by było piękne. Ja również chciałabym z nim, kiedyś w przyszłości zamieszkać, stworzyć piękną, kochającą się rodzinę. Kto wie co los przyniesie.
Nie chętnie wstałam, nogi mnie już bolały, a mi nie chciało się iść dalej. Ale cóż jak mus to mus. Szliśmy jeszcze około 10 minut. W pewnym momencie Leon się zatrzymał. Popatrzyłam na niego pytająco, a on tylko się uśmiechną i pokazał wzrokiem żebym się rozglądnęła. Popatrzyłam się przed siebie i zobaczyłam ogromną wierzbę, a pod jej pniem jakby...koc? Podeszliśmy bliżej.
-To tu.-oznajmił.
Przepraszam, że tak długo nie pisałam rozdziałów, ale jak widzicie zaczęła się szkoła, a ze szkoła nowe obowiązki. Postaram się pisać rozdziały regularnie, ale nic nie obiecuje. Ten rozdział zapewne wyszedł kiepsko jak wszystkie inne, ale się staram i myślę, że jesteście z tego zadowoleni.
Zapraszam do czytania i komentowania.
Pamiętajcie im więcej komentujecie to bardziej mnie motywujecie :D
-Ludmila? Ludmila?-powtarzała Naty-Słyszysz mnie?
-Tak, ale...proszę przynieście apteczkę.-wydusiła z siebie. Natalia natychmiast poleciała do domu po apteczkę.
-Strasznie boli?-zapytała Violetta siadając na leżaku obok blondynki.
-Nie tak strasznie,...ale krew...
-Już jestem-krzyknęła Naty biegnąca w naszą stronę. Federico natychmiast wyrwał z jej rąk czerwone pudełeczko i uklęknął z boku, po czym zaczął opatrzać ranę na czole blondynki.
-Idźcie!-rozkazał Federico-Ja się nią zajmę, wy idźcie się bawić.-poderwał Ludmilę do góry i poszli w stronę domu.
-Ale Federico..-odezwała się Camila
-Poradzę sobie!-krzyknął i znikł za drzwiami
Violetta
Albo mi się zdaje, albo nasz Fede się zakochał. Cały czas zajmuje się Ludmilą, nie odstępuje jej na krok. Uśmiechnęłam się, na samą myśl o tym, że znalazł swoją miłość. Uszczęśliwia mnie też fakt, że nie będzie przebywał tyle w domu, tylko gdzieś wyjdzie. Nie mówię, że nie wychodzi w ogóle, ale co jak co to dla niego to jest za mało. Ale ważne jest przede wszystkim to, że nie będzie za mną łaził, jak smród za gaciami.
-O czym tak myślisz?-zapytał Leon łapiąc mnie w tali
-O Fede-powiedziałam z uśmiechem.
-O Federico?!-zapytał z wyrzutem, puszczając mnie
-No tak...On się chyba zakochał....
-Ale, że w kim?
-Nie zauważyłeś?-zapytałam z uśmiechem. Chłopak pokręcił przecząco głową.-W Ludmile...Naszej blondynce-musnęłam Leona delikatnie w usta
-Na serio?
-No nie zauważyłeś jak się nią opiekuje. Teraz...ta scenka...Nic ci to nie mówi?
-Może i mówi.-uśmiechnął się zawadiacko. Przybliżył się do mnie. Domyśliłam się, że chce mnie pocałować.
-Leoś, Leoś, Leoś-westchnęłam i go namiętnie pocałowałam.-To co robimy?
-Zabieram cię gdzieś.
-Czyli, że randka?-zapytałam nie pewnie
-Tak, czyli, że randka.-potwierdził-To ty leć się ubrać, a ja tu poczekam-puścił mnie.
-A ty tak zamierzasz iść???-zapytałam patrząc na niego. Był w samych kąpielówkach.
-Tak. A czemu nie?-zapytał z uśmiechem i miną typu 'po co'. Nic nie powiedziałam tylko machnęłam na to ręką. Wzięłam jeszcze ze sobą moje ubrania z leżaka i poleciałam do góry, aby się przebrać w suchą bieliznę. Wyciągnęłam jakiś nowo kupiony i jeszcze nie używany komplet. Założyłam go na siebie.
Następnie szybko poszłam do łazienki i przesuszyłam włosy. Gdy lekko przeschły, udałam się znowu do pokoju po moją bluzkę, którą miałam na sobie przed chwilą i szorty, które natychmiast założyłam na siebie. Gdy miałam wychodzić z sypialni, przypomniało mi się , że Leon jej w samych kąpielówkach. Wróciłam i wygrzebałam z jego walizki jaki podkoszulek. Wzięłam go ze sobą i ruszyłam do mojego chłopaka. W połowie drogi, przypomniałam sobie, że nie wzięłam torebki z łóżka w której były niektóre kosmetyki, okulary przeciwsłoneczne i telefon. Ponownie się wróciłam i zabrałam moją zgubę. Tym razem doszłam do Leona bez wracania się do pomieszczenia.
-Co tak długo?-zapytał, gdy do niego podeszłam.
-Bo musiałam się wracać po twój podkoszulek i torebkę-odpowiedziałam rzucając mu koszulkę.
-Mówiłem ci, że nie jest mi potrzebna.
-Nie mów, że nie jest bo jest!-krzyknęłam-Nie chcę, żeby inne dziewczyny gapiły się na ciebie-dodałam ciszej. Spuściłam głowę, ale zauważyłam, że Leon się uśmiecha.
-Ktoś tu jest zazdrosny-podszedł do mnie, chwytając mnie za ręce-Nie bój się. Nikt mnie nie zobaczy, bo tu nikt w pobliżu nie mieszka-przytulił mnie.
-Ubierasz tą koszulkę albo nigdzie z tobą nie idę-krzyknęłam mu cicho do ucha. Odsunęłam się od niego trochę. A on na mnie popatrzył jakby chciał mi coś zrobić. Westchnął głośno i ubrał koszulkę.
-Tak trudno?-zapytałam, ale on nic nie odpowiedział tylko złapał mnie za rękę i wyszliśmy z ogrodzenia. Przed tym oznajmiłam dziewczyną, że wychodzę.
Idziemy w przyjemnej ciszy, trzymając się za rękę. Żadne z nas nic się nie odzywa. Rozumiemy się bez słów. Oparłam głowę na ramieniu Leona i ujrzałam przepiękne jeziorko, porośnięte dookoła fioletowymi kwiatami.
-Jak tu ślicznie.-oznajmiłam.
Zatrzymaliśmy się na chwilkę i podziwialiśmy piękno natury. To jest niesamowite. Wszędzie piękne, zielone drzewa, kolorowe kwiaty. Odgłosy przeróżnych zwierząt. Co jakiś czas przelatujące ptaki. Jest tu tak bajkowo i kolorowo. Jednym słowem-ślicznie.
-Chciałbym kiedyś zamieszkać na takim odludziu. Wszędzie tylko zieleń i zwierzęta. Nikt do niczego by się nie wtrącał.-rozmarzył się chłopak. uśmiechnęłam się na jego słowa.
-Masz racje. Fajnie by tak było mieszkać. Bez tych samochodów, budynków...
-To jest życie-powiedział z wielkim uśmiechem, po czym obrócił się w moją stronę i lekko musnął mnie w usta.-Chciałbym tak żyć, ale tylko i wyłącznie z tobą.-uśmiechnęłam się i nic nie odpowiedziałam tylko ponownie musnęłam go w usta.
-Kocham cię.
-A ja ciebie-po tych słowach ruszyliśmy dalej przed siebie.
Szliśmy piękną dróżką, po jej bokach można było dostrzec małe borówki i poziomki. Gdzie nie gdzie małe grzybki. Po dość długim chodzeniu przysiedliśmy sobie na ogromnym kamieniu.
Przypomniały mi się słowa szatyna. "Chciałbym tak żyć, ale tylko i wyłącznie z tobą." Czy on chciałby spędzić ze mną resztę swojego życia? To by było piękne. Ja również chciałabym z nim, kiedyś w przyszłości zamieszkać, stworzyć piękną, kochającą się rodzinę. Kto wie co los przyniesie.
Nie chętnie wstałam, nogi mnie już bolały, a mi nie chciało się iść dalej. Ale cóż jak mus to mus. Szliśmy jeszcze około 10 minut. W pewnym momencie Leon się zatrzymał. Popatrzyłam na niego pytająco, a on tylko się uśmiechną i pokazał wzrokiem żebym się rozglądnęła. Popatrzyłam się przed siebie i zobaczyłam ogromną wierzbę, a pod jej pniem jakby...koc? Podeszliśmy bliżej.
-To tu.-oznajmił.
Przepraszam, że tak długo nie pisałam rozdziałów, ale jak widzicie zaczęła się szkoła, a ze szkoła nowe obowiązki. Postaram się pisać rozdziały regularnie, ale nic nie obiecuje. Ten rozdział zapewne wyszedł kiepsko jak wszystkie inne, ale się staram i myślę, że jesteście z tego zadowoleni.
Zapraszam do czytania i komentowania.
Pamiętajcie im więcej komentujecie to bardziej mnie motywujecie :D
piątek, 15 sierpnia 2014
Rozdział 48
-Będziesz musiał iść na dół i zrobić mi gorącą herbatkę-uśmiechnął się ze zdziwieniem-ale to nie wszytko...
-To co jeszcze?
-Dowiesz się jak mi przyniesiesz herbatę. Tylko przypominam, że ma być o smaku mięty i jabłka i nie słodź nic, tylko przynieś mi cukier tu-uśmiechnęłam się i pokazałam gestem ręki aby sobie poszedł. Wstał i wolnym ślimaczym krokiem podszedł do drzwi.
-Aż tak mnie nie lubisz-zrobił smutną minę i poszedł dalej. Ach ten mój Leoś. Zaśmiałam się pod nosem. I z powrotem położyłam się na wygodnej poduszce. Czekałam na Leona dobrą godzinę.
Jednak po kilkudziesięciu minutach postanowił wejść do pokoju z moim napojem.
-Dłużej się nie dało?!-spytałam z podniesionym głosem
-Nie-powiedział cichutko pod swoim nosem
-Co?
-Nic, nic.-podał mi gorącą żółto-zieloną ciecz i usiadł na łóżku-Proszę. nie słodziłem nic-uśmiechnął się sztucznie.
-O co się obraziłeś?-spytałam i wzięłam łyk herbaty
-O nic-powiedział i popatrzył się przed siebie-To co mam zrobić, żeby wynagrodzić ci to coś?-uśmiechnął się lekko
-Chcesz wiedzieć?-kiwnął głową-Na pewno?-zapytałam dla upewnienia się. Potwierdził, więc okej.
-Więc...
-Więc masz zakaz całowania mnie przez następny tydzień-otworzył szeroko buzię-zamknij ją bo ci muchy wlecą-zaśmiałam się.
-Ty tak na serio?
-Okej, jak chcesz. Czyli nie całujesz mnie... -popatrzyłam na zegarek na ścianie-...od teraz-uśmiechnęłam się
-Co?! Nie, nie, nie!
-Aha mam jeszcze przedłużyć o tydzień. Nie ma sprawy
-Violu to wiesz ja wolę już ten tydzień. To...
-Negocjujesz ze mną?
-Nie no coś ty? Ja ? Wiesz to mi wystarczy już ten następny tydzień. To będzie duża męczarnia dla mnie.-powiedział i szybkim krokiem wyszedł z pokoju. a ja się uśmiechnęłam. Wymyśliłam sobie prezent. Dlaczego ja wymyśliłam takie coś? Złapałam się za głowę. Daje takie coś, a sama pewnie nie wytrzymam bez niego cały okrąglutki tydzień. To ma być prezent czy kara? Tak to jest kara, którą sobie sama wymyśliłam za nic. No po prostu super umiem sprawy załatwiać. Odłożyłam kubek i znowu opadłam na zimną poduszkę. No nie mogę. Westchnęłam.
Leon
Ale wymyśliła prezent, a raczej kare. Jak ja bez niej wytrzymam? Nie. Nie wytrzymam, bo ona sama się złamie. Uśmiechnąłem się. Usiadłem na leżaku i patrzyłem się jak paczka chłopaków dobrze bawi się w basenie.
-I co z Violką?-usłyszałem głos Federica
-Może być...
-Aż tak źle?-odezwał się Broudey
-Mam zakaz całowania jej przez cały tydzień!-krzyknąłem-Wy to ogarniacie?!
-Że co?-krzyknęli razem
-No...
-Stary ty to masz dziewczynę-zaśmiał się Maxi
-Kto ma dziewczynę?-usłyszałem za sobą.
Dziewczyny przyszły i to razem z Violettą.
-Nie, nikt-spuściłem głowę
-Leon dostał zakaz całowania...-zaczął Andres, ale w pobliżu jego był Thomas i zakrył mu usta ręką
-Nie słuchajcie go. On nie wie co gada.-oznajmił Marco
-Wiemy co dostał Leon...-odezwała się Naty
-I mamy dla was złą wiadomość...-kontynuowała Cami
-Dostajecie identyczne kary.-skończyła Fran z Lu i wszystkie się zaśmiały.
-Ej...no co wy...ale...dlaczego-marudzili chłopcy, a ja tylko głośno się zaśmiałem.
Wszystkie dziewczyny poszły do swoich chłopaków do basenu, a Viola przysiadła się do mnie.
-Co ci tak do śmiechu? Hmmm...
-Co? Mi do śmiechu? Przecież ja się nie...
-Mam jeszcze jedno zamówienie związane z tobą-mina mi od razu zrzedła.
-Mam się bać?
-Nie musisz ale możesz-poruszyła śmiesznie brwiami-a więc będziesz musiał...gdzieś ze mną pojechać.
-Co?
-Ale to dopiero jak skończysz osiemnastkę-zaśmiała się i wstała-Idziesz się popluskać?-zapytała ze sztucznym uśmiechem.
-Idę. Ale wiesz może ściągniesz najpierw ubrania-puściłem jej oczko, a ona tylko kiwnęła głową i ściągnęła bluzkę wraz ze szortami.
-Wskakuj!-powiedziała głośno
-Ale z tobą-złapałem ją za jedną dłoń i poprowadziłem moją dziewczynę w stronę drabinki. Najpierw ja wszedłem do wody, a następnie Viola, ale nie zdążyła wejść całkowicie do wody, bo ja złapałem ją w tali i przyciągnąłem do siebie.
-Umiesz pływać-zapytałem. Bo jak na razie to cały czas ją obejmowałem.
-Nie-powiedziała cicho i spuściła głowę.
-Ej poproszę uśmiech-podniosła głowę i lekko się uśmiechnęła-Nie przejmuj się. Ja cię nauczę-teraz uśmiechnęła się szerzej.
W tej chwili staliśmy nadal koło drabinki. Violi wody było prawię po szyję. Postanowiłem zaciągnąć ją trochę głębiej.
-Wow dopiero teraz zauważyłam, że ten basen jest w kształcie gitary-zaśmiała się.
-Naprawdę?-zapytałem. Kiwnęła głową.
-Ej Leon-krzyknęła Cami-masz tu jakąś dmuchaną piłkę plażową?!
-Idź za dom. Tam jest taka piaskownica i tam powinny być piłki!-odkrzyknąłem
-Piaskownica?-zapytał Viola
-No tak, a co?-zapytałem zdezorientowany
-Twój wujek ma jakieś dzieci?
-No...dwójkę.
-Nie wiedziałam.
-Nic nie szkodzi-uśmiechnąłem się
-A ma syna?
-Jednego.
-Taki jak ty czy starszy?-coraz więcej się uśmiechnęła, a ja powoli łapałem o co jej chodzi.
-Młodszy-uśmiechałem się najładniej jak tylko potrafiłem i przycisnąłem Violettę jeszcze bardziej do mojego ciała, ona zarzuciła mi ręce na szyję.
-O ile?
-Muszę ci powiedzieć, że o...o bardzo dużo. Ma 5 lat.-zbiłem ją z tropu.
-Na pewno słodszy od ciebie.
-Tu bym się nie zgodził-lekko musnąłem jej usta
-Gołąbeczki gracie?-krzyknęła Cami do nas. Dopiero teraz zauważyłem, że wszyscy stoją w kole i gapią się na nas.
-Gramy!-krzyknąłem i poszliśmy do koła. Zaczęliśmy odbijać kolorową piłkę. Graliśmy bardzo długo. Wygłupialiśmy i śmialiśmy się przy tym. Teraz piłkę wybiła wysoko Naty. Każdy biegł albo płynął w stronę piłki, która właśnie opadała w dół. Piłka prawie wpadła w nasze ręce i wtedy stało się coś okropnego. A mianowicie...
I mamy rozdział 48. Za niedługo już 50, ale szybko. Czytajcie i komentujcie.
Buziaczki <3 <3 <3
-To co jeszcze?
-Dowiesz się jak mi przyniesiesz herbatę. Tylko przypominam, że ma być o smaku mięty i jabłka i nie słodź nic, tylko przynieś mi cukier tu-uśmiechnęłam się i pokazałam gestem ręki aby sobie poszedł. Wstał i wolnym ślimaczym krokiem podszedł do drzwi.
-Aż tak mnie nie lubisz-zrobił smutną minę i poszedł dalej. Ach ten mój Leoś. Zaśmiałam się pod nosem. I z powrotem położyłam się na wygodnej poduszce. Czekałam na Leona dobrą godzinę.
Jednak po kilkudziesięciu minutach postanowił wejść do pokoju z moim napojem.
-Dłużej się nie dało?!-spytałam z podniesionym głosem
-Nie-powiedział cichutko pod swoim nosem
-Co?
-Nic, nic.-podał mi gorącą żółto-zieloną ciecz i usiadł na łóżku-Proszę. nie słodziłem nic-uśmiechnął się sztucznie.
-O co się obraziłeś?-spytałam i wzięłam łyk herbaty
-O nic-powiedział i popatrzył się przed siebie-To co mam zrobić, żeby wynagrodzić ci to coś?-uśmiechnął się lekko
-Chcesz wiedzieć?-kiwnął głową-Na pewno?-zapytałam dla upewnienia się. Potwierdził, więc okej.
-Więc...
-Więc masz zakaz całowania mnie przez następny tydzień-otworzył szeroko buzię-zamknij ją bo ci muchy wlecą-zaśmiałam się.
-Ty tak na serio?
-Okej, jak chcesz. Czyli nie całujesz mnie... -popatrzyłam na zegarek na ścianie-...od teraz-uśmiechnęłam się
-Co?! Nie, nie, nie!
-Aha mam jeszcze przedłużyć o tydzień. Nie ma sprawy
-Violu to wiesz ja wolę już ten tydzień. To...
-Negocjujesz ze mną?
-Nie no coś ty? Ja ? Wiesz to mi wystarczy już ten następny tydzień. To będzie duża męczarnia dla mnie.-powiedział i szybkim krokiem wyszedł z pokoju. a ja się uśmiechnęłam. Wymyśliłam sobie prezent. Dlaczego ja wymyśliłam takie coś? Złapałam się za głowę. Daje takie coś, a sama pewnie nie wytrzymam bez niego cały okrąglutki tydzień. To ma być prezent czy kara? Tak to jest kara, którą sobie sama wymyśliłam za nic. No po prostu super umiem sprawy załatwiać. Odłożyłam kubek i znowu opadłam na zimną poduszkę. No nie mogę. Westchnęłam.
Leon
Ale wymyśliła prezent, a raczej kare. Jak ja bez niej wytrzymam? Nie. Nie wytrzymam, bo ona sama się złamie. Uśmiechnąłem się. Usiadłem na leżaku i patrzyłem się jak paczka chłopaków dobrze bawi się w basenie.
-I co z Violką?-usłyszałem głos Federica
-Może być...
-Aż tak źle?-odezwał się Broudey
-Mam zakaz całowania jej przez cały tydzień!-krzyknąłem-Wy to ogarniacie?!
-Że co?-krzyknęli razem
-No...
-Stary ty to masz dziewczynę-zaśmiał się Maxi
-Kto ma dziewczynę?-usłyszałem za sobą.
Dziewczyny przyszły i to razem z Violettą.
-Nie, nikt-spuściłem głowę
-Leon dostał zakaz całowania...-zaczął Andres, ale w pobliżu jego był Thomas i zakrył mu usta ręką
-Nie słuchajcie go. On nie wie co gada.-oznajmił Marco
-Wiemy co dostał Leon...-odezwała się Naty
-I mamy dla was złą wiadomość...-kontynuowała Cami
-Dostajecie identyczne kary.-skończyła Fran z Lu i wszystkie się zaśmiały.
-Ej...no co wy...ale...dlaczego-marudzili chłopcy, a ja tylko głośno się zaśmiałem.
Wszystkie dziewczyny poszły do swoich chłopaków do basenu, a Viola przysiadła się do mnie.
-Co ci tak do śmiechu? Hmmm...
-Co? Mi do śmiechu? Przecież ja się nie...
-Mam jeszcze jedno zamówienie związane z tobą-mina mi od razu zrzedła.
-Mam się bać?
-Nie musisz ale możesz-poruszyła śmiesznie brwiami-a więc będziesz musiał...gdzieś ze mną pojechać.
-Co?
-Ale to dopiero jak skończysz osiemnastkę-zaśmiała się i wstała-Idziesz się popluskać?-zapytała ze sztucznym uśmiechem.
-Idę. Ale wiesz może ściągniesz najpierw ubrania-puściłem jej oczko, a ona tylko kiwnęła głową i ściągnęła bluzkę wraz ze szortami.
-Wskakuj!-powiedziała głośno
-Ale z tobą-złapałem ją za jedną dłoń i poprowadziłem moją dziewczynę w stronę drabinki. Najpierw ja wszedłem do wody, a następnie Viola, ale nie zdążyła wejść całkowicie do wody, bo ja złapałem ją w tali i przyciągnąłem do siebie.
-Umiesz pływać-zapytałem. Bo jak na razie to cały czas ją obejmowałem.
-Nie-powiedziała cicho i spuściła głowę.
-Ej poproszę uśmiech-podniosła głowę i lekko się uśmiechnęła-Nie przejmuj się. Ja cię nauczę-teraz uśmiechnęła się szerzej.
W tej chwili staliśmy nadal koło drabinki. Violi wody było prawię po szyję. Postanowiłem zaciągnąć ją trochę głębiej.
-Wow dopiero teraz zauważyłam, że ten basen jest w kształcie gitary-zaśmiała się.
-Naprawdę?-zapytałem. Kiwnęła głową.
-Ej Leon-krzyknęła Cami-masz tu jakąś dmuchaną piłkę plażową?!
-Idź za dom. Tam jest taka piaskownica i tam powinny być piłki!-odkrzyknąłem
-Piaskownica?-zapytał Viola
-No tak, a co?-zapytałem zdezorientowany
-Twój wujek ma jakieś dzieci?
-No...dwójkę.
-Nie wiedziałam.
-Nic nie szkodzi-uśmiechnąłem się
-A ma syna?
-Jednego.
-Taki jak ty czy starszy?-coraz więcej się uśmiechnęła, a ja powoli łapałem o co jej chodzi.
-Młodszy-uśmiechałem się najładniej jak tylko potrafiłem i przycisnąłem Violettę jeszcze bardziej do mojego ciała, ona zarzuciła mi ręce na szyję.
-O ile?
-Muszę ci powiedzieć, że o...o bardzo dużo. Ma 5 lat.-zbiłem ją z tropu.
-Na pewno słodszy od ciebie.
-Tu bym się nie zgodził-lekko musnąłem jej usta
-Gołąbeczki gracie?-krzyknęła Cami do nas. Dopiero teraz zauważyłem, że wszyscy stoją w kole i gapią się na nas.
-Gramy!-krzyknąłem i poszliśmy do koła. Zaczęliśmy odbijać kolorową piłkę. Graliśmy bardzo długo. Wygłupialiśmy i śmialiśmy się przy tym. Teraz piłkę wybiła wysoko Naty. Każdy biegł albo płynął w stronę piłki, która właśnie opadała w dół. Piłka prawie wpadła w nasze ręce i wtedy stało się coś okropnego. A mianowicie...
I mamy rozdział 48. Za niedługo już 50, ale szybko. Czytajcie i komentujcie.
Buziaczki <3 <3 <3
czwartek, 31 lipca 2014
Rozdział 47
Dotarliśmy z chłopakami do domku. Wskazałem palcem na węża.
-I po co go pokazujesz?-zapytał Andres, a złapałem się za głowę
-Błagam wytłumaczcie mu drugi raz-prosiłem ze złożonymi rękami
-Andres jaki ty jesteś nie kumaty. Chwilę temu Leon objaśniał nam plan. Pamiętasz?-zapytał ze sztucznym uśmiechem Broduey
-No, a co z tym wspólnego ma wąż ogrodowy?
-Ja pierdziele weźcie go stąd-prosiłem wyciągając węża z domku.
Gdy go wyciągnąłem, Andres przestał zadawać głupie pytania i zaczął działać.
-To jak? Kto idzie do dziewczyn?-zapytał Diego
-Yyy ja idę do Fran-oznajmił Marco
-Ja do Ludmi-odezwał się Fede
-Zajmuję Naty-rzekł Maxi
-Biorę Cami-prawie, że krzyknął Broduey
-To w takim razie ja zajmuję Violę-krzyknął Diego
-Po moim trupie-odezwałem się, bo to ja miałem iść do Violi
-Bo co?
-Bo to moja dziewczyna i żaden facet nie będzie jej dotykał. Rozumiesz?-zagroziłem mu
-Bo to moja dziewczyna i żaden facet nie będzie jej dotykał-przedrzeźniał mnie
-Możesz zachowywać się jak człowiek?
-...-już chciał coś powiedzieć
-A zresztą nie ważne, każdy biegnie do swoich dziewczyn, a wasza trójka zostaje tu-wskazał na Diego, Tomasa i Andresa-Szlaufa macie już podłączonego-oznajmiłem i ruszyłem z chłopakami do dziewczyn.
Każdy stanął za leżakiem wcześniej ustalonej dziewczyny. Szybkim ruchem złapaliśmy i podnieśliśmy dziewczyny. Zaczęliśmy biec z nimi na rękach w stronę basenu.
-Nie...Proszę...Będę mokra...Błagam...Zrobię co tylko chcesz...Nieee-krzyczały, ale my na to nie zwracaliśmy najmniejszej uwagi.
W ostatniej chwili skręciliśmy w inną stronę. To była taka zmyłka dla nich. Pobiegliśmy z nimi za dom. Gdy już tam dotarliśmy położyliśmy je delikatnie na trawie.
-I po co nas tu zanieśliście?!-krzyczała Cami
-Bo yyy... tak nam się podobało-powiedział Fede i jak najszybciej uciekliśmy od nim przed dom. I obserwowaliśmy je zza ściany.
Cały czas miały ponure i naburmuszone miny. Chyba im się to nie spodobało. I o to właśnie chodziło. Cały czas coś między sobą gadały i narzekały. W pewniej chwili zza ściany wyłonili się chłopcy z trzema wężami.
Kiwnąłem im głową, że mogą puszczać i tak też się stało. Silne, lodowate strumienie wody poleciały na ciała dziewczyn. Te zaczęły piszczeć i uciekać, ale, że to przewidzieliśmy. Wyszliśmy z drugiej strony i zagrodziliśmy im drogę łapiąc dziewczyny w swoje ręce i trzymając je. Nam zbytnio woda nie przeszkadzała, bo byliśmy już wcześniej mokszy, ale dziewczynom.
-Trzymajcie je-krzyknął Tomas i pobiegli chłopacy ze szlaufem do całej paczki. Laliśmy dziewczyny lodowatą wodą z dobre pół godziny, aż w końcu nam uciekły. A my nie goniliśmy ich, bo wiedzieliśmy, że to im wystarczy. Trzęsły się jak by były z galaretki.
-No to chłopaki plan się nam udał-przybiliśmy sobie wszyscy piątki
-No. Tylko wiecie...teraz będzie kazanie-zaśmiał się Marco
-Ooo... dlaczego?-zapytałem się sam siebie
-Oj no. Nie histeryzuj tak. Przecież i tak postawisz na swoim-powiedział zadowolony Federico
-No właśnie-dodał Maxi
-Wiem, wiem. Idziemy na basen?-zapytałem
-No-odpowiedzieli chłopacy i poszliśmy. Przed domem nie znaleźliśmy żywej duszy.
-Gdzie je wcięło?-zapytał Maxi
-Znając życie to są w swoich pokojach i przeklinają nas-zaśmiał się Maxi
-No to ja idę do Violi, a wy bawcie się. Ja zaraz przyjdę-oznajmiłem i ruszyłem w stronę drzwi wejściowych.
-Tylko grzecznie mi tam-usłyszałem głos Fede. Zaśmiałem się pod nosem.
Violetta
Gdy tylko zdołałam uciec chłopakom, pobiegłam prosto do mojego pokoju. Dlaczego? Bo było mi bardzo zimno, chociaż na dworze było ponad 30'C. W natychmiastowym tempie przebrałam się z mokrego stroju kąpielowego w suchą bieliznę. Na to zarzuciłam swój biały szlafrok w czarne kropki. Po tej czynności rzuciłam się prosto pod kołdrę.
Po chwili leżenia usłyszałam otwierające się drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam Leona. Podszedł do mnie i usiadł obok mnie na łóżku.
-Zimno ci?-zapytał z lekkim uśmieszkiem
-Nie! Wiesz jest mi tak gorąco. Poco siedzieć pod...-zaczęłam krzyczeć, ale Leon mi przerwał
-Ej, ej spokojnie. Ja się tylko zapytałem? A tak ogólnie to było super, bo...
-Może dla was. Nie rozumiem. Jak można być, aż tak głupim, żeby lać człowieka lodowatą wodą?
-No...
-Gwarantuje ci, że jutro na pewno będę chora...razem z dziewczynami.
-Oj no. To nie ja wymyśliłem, więc...
-To kto jak nie ty?
-No ja-uśmiechnął się-ale się nie gniewasz?-puścił mi oczko
-No nie wiem. A dostanę jakiś prezent za to coś?
-No pewnie, że tak-uśmiechnął się. Po czym złapał mnie za ręce i pociągnął tak, że teraz siedziałam.
Przybliżył się do mnie, ale ja go odepchnęłam. Popatrzył się na mnie ze zdziwieniem.
-No co? Ja chcę inny prezent-zaśmiałam się-będziesz musiał...
Jak myślicie.
Jaki Viola chce prezent zamiast pocałunku.
Zostawiam was w nie pewności. :)
-I po co go pokazujesz?-zapytał Andres, a złapałem się za głowę
-Błagam wytłumaczcie mu drugi raz-prosiłem ze złożonymi rękami
-Andres jaki ty jesteś nie kumaty. Chwilę temu Leon objaśniał nam plan. Pamiętasz?-zapytał ze sztucznym uśmiechem Broduey
-No, a co z tym wspólnego ma wąż ogrodowy?
-Ja pierdziele weźcie go stąd-prosiłem wyciągając węża z domku.
Gdy go wyciągnąłem, Andres przestał zadawać głupie pytania i zaczął działać.
-To jak? Kto idzie do dziewczyn?-zapytał Diego
-Yyy ja idę do Fran-oznajmił Marco
-Ja do Ludmi-odezwał się Fede
-Zajmuję Naty-rzekł Maxi
-Biorę Cami-prawie, że krzyknął Broduey
-To w takim razie ja zajmuję Violę-krzyknął Diego
-Po moim trupie-odezwałem się, bo to ja miałem iść do Violi
-Bo co?
-Bo to moja dziewczyna i żaden facet nie będzie jej dotykał. Rozumiesz?-zagroziłem mu
-Bo to moja dziewczyna i żaden facet nie będzie jej dotykał-przedrzeźniał mnie
-Możesz zachowywać się jak człowiek?
-...-już chciał coś powiedzieć
-A zresztą nie ważne, każdy biegnie do swoich dziewczyn, a wasza trójka zostaje tu-wskazał na Diego, Tomasa i Andresa-Szlaufa macie już podłączonego-oznajmiłem i ruszyłem z chłopakami do dziewczyn.
Każdy stanął za leżakiem wcześniej ustalonej dziewczyny. Szybkim ruchem złapaliśmy i podnieśliśmy dziewczyny. Zaczęliśmy biec z nimi na rękach w stronę basenu.
-Nie...Proszę...Będę mokra...Błagam...Zrobię co tylko chcesz...Nieee-krzyczały, ale my na to nie zwracaliśmy najmniejszej uwagi.
W ostatniej chwili skręciliśmy w inną stronę. To była taka zmyłka dla nich. Pobiegliśmy z nimi za dom. Gdy już tam dotarliśmy położyliśmy je delikatnie na trawie.
-I po co nas tu zanieśliście?!-krzyczała Cami
-Bo yyy... tak nam się podobało-powiedział Fede i jak najszybciej uciekliśmy od nim przed dom. I obserwowaliśmy je zza ściany.
Cały czas miały ponure i naburmuszone miny. Chyba im się to nie spodobało. I o to właśnie chodziło. Cały czas coś między sobą gadały i narzekały. W pewniej chwili zza ściany wyłonili się chłopcy z trzema wężami.
Kiwnąłem im głową, że mogą puszczać i tak też się stało. Silne, lodowate strumienie wody poleciały na ciała dziewczyn. Te zaczęły piszczeć i uciekać, ale, że to przewidzieliśmy. Wyszliśmy z drugiej strony i zagrodziliśmy im drogę łapiąc dziewczyny w swoje ręce i trzymając je. Nam zbytnio woda nie przeszkadzała, bo byliśmy już wcześniej mokszy, ale dziewczynom.
-Trzymajcie je-krzyknął Tomas i pobiegli chłopacy ze szlaufem do całej paczki. Laliśmy dziewczyny lodowatą wodą z dobre pół godziny, aż w końcu nam uciekły. A my nie goniliśmy ich, bo wiedzieliśmy, że to im wystarczy. Trzęsły się jak by były z galaretki.
-No to chłopaki plan się nam udał-przybiliśmy sobie wszyscy piątki
-No. Tylko wiecie...teraz będzie kazanie-zaśmiał się Marco
-Ooo... dlaczego?-zapytałem się sam siebie
-Oj no. Nie histeryzuj tak. Przecież i tak postawisz na swoim-powiedział zadowolony Federico
-No właśnie-dodał Maxi
-Wiem, wiem. Idziemy na basen?-zapytałem
-No-odpowiedzieli chłopacy i poszliśmy. Przed domem nie znaleźliśmy żywej duszy.
-Gdzie je wcięło?-zapytał Maxi
-Znając życie to są w swoich pokojach i przeklinają nas-zaśmiał się Maxi
-No to ja idę do Violi, a wy bawcie się. Ja zaraz przyjdę-oznajmiłem i ruszyłem w stronę drzwi wejściowych.
-Tylko grzecznie mi tam-usłyszałem głos Fede. Zaśmiałem się pod nosem.
Violetta
Gdy tylko zdołałam uciec chłopakom, pobiegłam prosto do mojego pokoju. Dlaczego? Bo było mi bardzo zimno, chociaż na dworze było ponad 30'C. W natychmiastowym tempie przebrałam się z mokrego stroju kąpielowego w suchą bieliznę. Na to zarzuciłam swój biały szlafrok w czarne kropki. Po tej czynności rzuciłam się prosto pod kołdrę.
Po chwili leżenia usłyszałam otwierające się drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam Leona. Podszedł do mnie i usiadł obok mnie na łóżku.
-Zimno ci?-zapytał z lekkim uśmieszkiem
-Nie! Wiesz jest mi tak gorąco. Poco siedzieć pod...-zaczęłam krzyczeć, ale Leon mi przerwał
-Ej, ej spokojnie. Ja się tylko zapytałem? A tak ogólnie to było super, bo...
-Może dla was. Nie rozumiem. Jak można być, aż tak głupim, żeby lać człowieka lodowatą wodą?
-No...
-Gwarantuje ci, że jutro na pewno będę chora...razem z dziewczynami.
-Oj no. To nie ja wymyśliłem, więc...
-To kto jak nie ty?
-No ja-uśmiechnął się-ale się nie gniewasz?-puścił mi oczko
-No nie wiem. A dostanę jakiś prezent za to coś?
-No pewnie, że tak-uśmiechnął się. Po czym złapał mnie za ręce i pociągnął tak, że teraz siedziałam.
Przybliżył się do mnie, ale ja go odepchnęłam. Popatrzył się na mnie ze zdziwieniem.
-No co? Ja chcę inny prezent-zaśmiałam się-będziesz musiał...
Jak myślicie.
Jaki Viola chce prezent zamiast pocałunku.
Zostawiam was w nie pewności. :)
środa, 16 lipca 2014
Rozdział 46
Jakby tak popatrzeć na Luce, to jedzie bardzo spokojnie. Jedziemy z nim już ponad godzinę. Chwilę temu pytałam się Leona kiedy będziemy na miejscu. Powiedział mi, że jeszcze z 10 minut będziemy jechać. Mój chłopak w tej chwili siedzi na pierwszym siedzeniu i kieruje Lucą gdzie ma jechać. Wjechaliśmy w jakiś las. Myślę, że to tu, bo Leon powiedział żebyśmy się pomału zbierali. Wszyscy zaczęli brać w swoje ręce swoje torby. Chwilę później wyjechaliśmy z ciemnego lasu. Moim oczom ukazała się duża willa z basenem.
-Leon, tutaj mieszka twój wujek?-zapytałam
-Tak. Podoba się?
-Oczywiście-powiedziałam, a Leon się uśmiechnął i otworzył drzwi, po czym wyszedł z auta, a za nim wszyscy pozostali.
-Leon mam takie pytanie-powiedział Thomas, a Leon się tylko na niego popatrzył-skąd ty wytrzasnąłeś takie auto?-zapytał, a wszyscy zwrócili uwagę na srebrny pojazd.
-A sąsiad mi pożyczył-odpowiedział Leon i wziął swoją torbę oraz zabrał mi z ręki moją
-Musi ci ufać-powiedział Maxi
-Ufa-powiedział niepewnie Leon, po czym zaczął się cicho śmiać pod nosem i poszedł po schodach w stronę drzwi
-Leon oddaj mi moją torbę-powiedziałam, a on tylko pokiwał przecząco głową, bo w ustach trzymał klucze-to chociaż daj mi kluczyki od drzwi-powiedziałam, a on pokiwał przecząco głową, ale i tak mu je zabrałam
-Violetta oddaj je!-krzyknął, ale ja już włożyłam kluczyk do dziurki w drzwiach.
Przekręciłam go i otworzyłam białe, ogromne wrota. Wszyscy weszliśmy do domu i chcieliśmy już odłożyć torby na bok, ale Leon zaczął wszystkim przydzielać pokoje. Popatrzyliśmy się na niego dziwnie, a potem na siebie. Wzruszyliśmy ramionami i poszliśmy za nim na pierwsze piętro.
-Chcecie sami się dobrać czy ja mam to zrobić? Od razu mówię pokoje są dwuosobowe-zawiadomił Leon- i jeden trzyosobowy-dodał
-Ja biorę z Ludmi-krzyknęła Naty
-A ja z Fran-powiedziała ucieszona Cami
-Dzięki-powiedziałam niezadowolona, bo ja muszę spać z jakimś chłopakiem.
-Wybacz nam-przytuliły mnie wszystkie dziewczyny
-Zobaczę-powiedziałam obojętnie, a one spojrzały na mnie błagalnym wzrokiem-no dobra-uśmiechnęłam się
-Dobra koniec dziewczyny tych pogaduszek-zamruczał Diego-teraz ja wybieram. Jestem z Vio...-zaczął, ale Leon wciął mu się w słowa.
-Może niech Viola wybierze, bo została sama-powiedział, a wszyscy pokiwali głowami na tak.
-No to ja wybieram...yyy...ciężki wybór...Leona-powiedziałam.
-Wiadomo, że tak by było-zamruczał Maxi
-A co chcesz spać z Violettą?-zapytał groźnie Leon
-No, a co nie mogę-oburzył się Maxi
-Weźcie się uspokójcie!-krzyknęła Ludmila
-Okej to w takim razie kto chce być ze mną?-zapytał Fede
-Ja!-krzykną Marco
-A ze mną?-zapytał Maxi
-Ja mogę-powiedział Broduey
-To w takim razie wy macie w trójkę pokój-Leon wskazał na Thomasa, Dieg'a i Andresa. Oni popatrzyli na siebie i zaczęli się kłócić.
-Zostawmy ich-powiedział Marco i każdy rozszedł się do pokojów wcześniej wskazanych przez Leona.
Leon tym razem pozwolił mi wziąć swoją torbę, a za to złapał mnie za rękę i pociągnął po schodach na drugie piętro. Otworzył drzwi i ujrzałam przepiękną sypialnię.
-Leon nie pomyliłeś pokoi?
-Nie, a co nie podoba ci się?
-Podoba, ale na pewno nie jest to pokój gościnny czy coś w tym stylu-powiedziałam siadając na łóżku.
-No nie-uśmiechnął się i usiadł obok mnie.
-To co najpierw robimy?-zapytałam
-To co mieliśmy w planach, czyli basen-uśmiechnął się łobuziarsko-przebierz się tu, a ja idę powiedzieć reszcie, aby też się przebrali-mrugnął do mnie oczkiem i zniknął za drzwiami.
Tak jak powiedział, postanowiłam się przebrać. Dłuższą chwilę grzebałam w mojej torbie w celu znalezienia stroju kąpielowego. Na szczęście miałam sukienkę, więc ściągnęłam tylko dolną część bielizny i założyłam dolną część stroju. Ściągnęłam sukienkę i rozpięłam stanik. Zrzuciłam go z siebie i założyłam strój na piersi. Miałam problem z zawiązaniem go.
W tej chwili do pokoju wszedł Leon.
-Oj przepraszam-wycofał się
-Chodź tu, a nie przepraszaj-jak powiedziałam tak zrobił-zawiążesz mi?-zapytałam i odwróciłam się do niego tyłem.
-Jasne, że tak, a będę miał za to prezent?-zapytał podchodząc do mnie
-Nie wiem. Trzeba będzie się zastanowić-powiedziałam, a Leon wziął dwa sznureczki z moich rąk i zaczął zawiązywać. Jak tylko dotknął mojego ciała, przeszedł przeze mnie bardzo miły dreszczyk.
-Zimno ci-zapytał z troską
-Tak-skłamałam i uśmiechnęłam się pod nosem
-Gotowe-powiedział. Odwróciłam się w jego stronę.
-Chcesz ten prezent?-zapytałam i zbliżyłam się do niego
-Tak-odpowiedział, a ja stanęłam na palcach i złączyłam nasze usta w bardzo namiętnym pocałunku. Całowaliśmy się bardzo długo. Gdy skończyliśmy stykaliśmy się czołami. Leon patrzył się mi prosto w oczy, ale pomału jego wzrok schodził niżej.
-Leon!-krzyknęłam mu do ucha, a on odskoczył na bok
-Co się dzieje?-zapytał przerażony
-Czy ktoś ci się pozwolił patrzeć, tam gdzie ci patrzeć nie wolno?-zapytałam i położyłam ręce na swoje biodra
-No nie-powiedział po chwili trochę speszony Leon
-No właśnie. To ty się przebieraj,a ja idę już na dół-powiedziałam. Wzięłam ręcznik i krem ze swojej torby i wyszłam, puszczając mu oczko.
Leon
Nie wiem jakim cudem Violetta zauważyła, że spoglądam na jej piersi. Nieważne przebieram się i idę na basen. Zrobiłem to bardzo szybko. Wybiegłem na korytarz, ale od razu zawróciłem. Przecież zapomniałem ręcznika. Jaki ja jestem głupi. Wziąłem go i poszedłem do mojej Violi. Zobaczyłem chłopaków w basenie, a dziewczyny opalające się na leżakach. Wszystkie wyglądały pięknie w tych strojach, ale moja Viola najładniej. Rzuciłem ręcznik koło mojej dziewczyny i wziąłem rozbieg, po czym wskoczyłem do basenu. Pływałem i bawiłem się z chłopakami jak małe dziecko. Po dłuższej chwili zabawy postanowiłem sobie poleżeć na leżaku, którego zabrakło dla mnie. Było tylko 5, ale wszystkie były zajęte przez dziewczyny. Pamiętam jak wujek wspominał coś o jakiejś piwnicy czy czymś. Podobno znajdują się tam potrzebne rzeczy ogrodowe i nie tylko. Chyba warto sprawdzić. Poszedłem za duży dom i zobaczyłem tam tak jakby mini domek.
Wszedłem do środka i było tam dużo rzeczy. Pogrzebałem trochę i znalazłem 4 leżaki. Wyciągnąłem je i wróciłem do pomieszczenia sprawdzić czy jeszcze nie ma chociaż jednego. Nie było. Już miałem wychodzić, ale w oczy rzucił mi się wąż ogrodowy. Gdy go zobaczyłem wpadłem na fajny pomysł, tylko trzeba zebrać chłopaków. Zamknąłem drzwi, wziąłem leżaki i poszedłem na basen. Rozłożyłem je obok leżących dziewczyn. Po czym wskoczyłem do basenu w celu ujawnienia chłopakom mojego planu. Wszyscy się zgodzili. Wyszliśmy z basenu.
-Idziemy po soki-zawiadomiłem dziewczyny i poszliśmy nie do domu, ale za niego.
Naprawdę proszę was żebyście się zmobilizowali i zaczęli więcej komentować niż dotychczas. Błagam, wtedy będę wniebowzięta. <3<3<3
-Tak. Podoba się?
-Oczywiście-powiedziałam, a Leon się uśmiechnął i otworzył drzwi, po czym wyszedł z auta, a za nim wszyscy pozostali.
-Leon mam takie pytanie-powiedział Thomas, a Leon się tylko na niego popatrzył-skąd ty wytrzasnąłeś takie auto?-zapytał, a wszyscy zwrócili uwagę na srebrny pojazd.
-A sąsiad mi pożyczył-odpowiedział Leon i wziął swoją torbę oraz zabrał mi z ręki moją
-Musi ci ufać-powiedział Maxi
-Ufa-powiedział niepewnie Leon, po czym zaczął się cicho śmiać pod nosem i poszedł po schodach w stronę drzwi
-Leon oddaj mi moją torbę-powiedziałam, a on tylko pokiwał przecząco głową, bo w ustach trzymał klucze-to chociaż daj mi kluczyki od drzwi-powiedziałam, a on pokiwał przecząco głową, ale i tak mu je zabrałam
-Violetta oddaj je!-krzyknął, ale ja już włożyłam kluczyk do dziurki w drzwiach.
Przekręciłam go i otworzyłam białe, ogromne wrota. Wszyscy weszliśmy do domu i chcieliśmy już odłożyć torby na bok, ale Leon zaczął wszystkim przydzielać pokoje. Popatrzyliśmy się na niego dziwnie, a potem na siebie. Wzruszyliśmy ramionami i poszliśmy za nim na pierwsze piętro.
-Chcecie sami się dobrać czy ja mam to zrobić? Od razu mówię pokoje są dwuosobowe-zawiadomił Leon- i jeden trzyosobowy-dodał
-Ja biorę z Ludmi-krzyknęła Naty
-A ja z Fran-powiedziała ucieszona Cami
-Dzięki-powiedziałam niezadowolona, bo ja muszę spać z jakimś chłopakiem.
-Wybacz nam-przytuliły mnie wszystkie dziewczyny
-Zobaczę-powiedziałam obojętnie, a one spojrzały na mnie błagalnym wzrokiem-no dobra-uśmiechnęłam się
-Dobra koniec dziewczyny tych pogaduszek-zamruczał Diego-teraz ja wybieram. Jestem z Vio...-zaczął, ale Leon wciął mu się w słowa.
-Może niech Viola wybierze, bo została sama-powiedział, a wszyscy pokiwali głowami na tak.
-No to ja wybieram...yyy...ciężki wybór...Leona-powiedziałam.
-Wiadomo, że tak by było-zamruczał Maxi
-A co chcesz spać z Violettą?-zapytał groźnie Leon
-No, a co nie mogę-oburzył się Maxi
-Weźcie się uspokójcie!-krzyknęła Ludmila
-Okej to w takim razie kto chce być ze mną?-zapytał Fede
-Ja!-krzykną Marco
-A ze mną?-zapytał Maxi
-Ja mogę-powiedział Broduey
-To w takim razie wy macie w trójkę pokój-Leon wskazał na Thomasa, Dieg'a i Andresa. Oni popatrzyli na siebie i zaczęli się kłócić.
-Zostawmy ich-powiedział Marco i każdy rozszedł się do pokojów wcześniej wskazanych przez Leona.
Leon tym razem pozwolił mi wziąć swoją torbę, a za to złapał mnie za rękę i pociągnął po schodach na drugie piętro. Otworzył drzwi i ujrzałam przepiękną sypialnię.
-Leon nie pomyliłeś pokoi?
-Nie, a co nie podoba ci się?
-Podoba, ale na pewno nie jest to pokój gościnny czy coś w tym stylu-powiedziałam siadając na łóżku.
-No nie-uśmiechnął się i usiadł obok mnie.
-To co najpierw robimy?-zapytałam
-To co mieliśmy w planach, czyli basen-uśmiechnął się łobuziarsko-przebierz się tu, a ja idę powiedzieć reszcie, aby też się przebrali-mrugnął do mnie oczkiem i zniknął za drzwiami.
Tak jak powiedział, postanowiłam się przebrać. Dłuższą chwilę grzebałam w mojej torbie w celu znalezienia stroju kąpielowego. Na szczęście miałam sukienkę, więc ściągnęłam tylko dolną część bielizny i założyłam dolną część stroju. Ściągnęłam sukienkę i rozpięłam stanik. Zrzuciłam go z siebie i założyłam strój na piersi. Miałam problem z zawiązaniem go.
W tej chwili do pokoju wszedł Leon.
-Oj przepraszam-wycofał się
-Chodź tu, a nie przepraszaj-jak powiedziałam tak zrobił-zawiążesz mi?-zapytałam i odwróciłam się do niego tyłem.
-Jasne, że tak, a będę miał za to prezent?-zapytał podchodząc do mnie
-Nie wiem. Trzeba będzie się zastanowić-powiedziałam, a Leon wziął dwa sznureczki z moich rąk i zaczął zawiązywać. Jak tylko dotknął mojego ciała, przeszedł przeze mnie bardzo miły dreszczyk.
-Zimno ci-zapytał z troską
-Tak-skłamałam i uśmiechnęłam się pod nosem
-Gotowe-powiedział. Odwróciłam się w jego stronę.
-Chcesz ten prezent?-zapytałam i zbliżyłam się do niego
-Tak-odpowiedział, a ja stanęłam na palcach i złączyłam nasze usta w bardzo namiętnym pocałunku. Całowaliśmy się bardzo długo. Gdy skończyliśmy stykaliśmy się czołami. Leon patrzył się mi prosto w oczy, ale pomału jego wzrok schodził niżej.
-Leon!-krzyknęłam mu do ucha, a on odskoczył na bok
-Co się dzieje?-zapytał przerażony
-Czy ktoś ci się pozwolił patrzeć, tam gdzie ci patrzeć nie wolno?-zapytałam i położyłam ręce na swoje biodra
-No nie-powiedział po chwili trochę speszony Leon
-No właśnie. To ty się przebieraj,a ja idę już na dół-powiedziałam. Wzięłam ręcznik i krem ze swojej torby i wyszłam, puszczając mu oczko.
Leon
Nie wiem jakim cudem Violetta zauważyła, że spoglądam na jej piersi. Nieważne przebieram się i idę na basen. Zrobiłem to bardzo szybko. Wybiegłem na korytarz, ale od razu zawróciłem. Przecież zapomniałem ręcznika. Jaki ja jestem głupi. Wziąłem go i poszedłem do mojej Violi. Zobaczyłem chłopaków w basenie, a dziewczyny opalające się na leżakach. Wszystkie wyglądały pięknie w tych strojach, ale moja Viola najładniej. Rzuciłem ręcznik koło mojej dziewczyny i wziąłem rozbieg, po czym wskoczyłem do basenu. Pływałem i bawiłem się z chłopakami jak małe dziecko. Po dłuższej chwili zabawy postanowiłem sobie poleżeć na leżaku, którego zabrakło dla mnie. Było tylko 5, ale wszystkie były zajęte przez dziewczyny. Pamiętam jak wujek wspominał coś o jakiejś piwnicy czy czymś. Podobno znajdują się tam potrzebne rzeczy ogrodowe i nie tylko. Chyba warto sprawdzić. Poszedłem za duży dom i zobaczyłem tam tak jakby mini domek.
Wszedłem do środka i było tam dużo rzeczy. Pogrzebałem trochę i znalazłem 4 leżaki. Wyciągnąłem je i wróciłem do pomieszczenia sprawdzić czy jeszcze nie ma chociaż jednego. Nie było. Już miałem wychodzić, ale w oczy rzucił mi się wąż ogrodowy. Gdy go zobaczyłem wpadłem na fajny pomysł, tylko trzeba zebrać chłopaków. Zamknąłem drzwi, wziąłem leżaki i poszedłem na basen. Rozłożyłem je obok leżących dziewczyn. Po czym wskoczyłem do basenu w celu ujawnienia chłopakom mojego planu. Wszyscy się zgodzili. Wyszliśmy z basenu.
-Idziemy po soki-zawiadomiłem dziewczyny i poszliśmy nie do domu, ale za niego.
Naprawdę proszę was żebyście się zmobilizowali i zaczęli więcej komentować niż dotychczas. Błagam, wtedy będę wniebowzięta. <3<3<3
poniedziałek, 30 czerwca 2014
Rozdział 45
Złączył nasz usta i wtedy usłyszeliśmy straszliwy huk dochodzący z mojej szafy. Marco natychmiast się ode mnie oderwał. Podszedł do szafy i jednym sprawnym ruchem ją otworzył. Z szafy wypadła uśmiechnięta Violetta, a chłopak patrzył się to na mnie to na Viole. Viola pomachała ręką, a właściwie tylko palcami na powitanie.
-Co tu się dzieje?!-zapytał, chyba trochę wkurzony Marco.
-Nooo nic!-powiedziałyśmy razem
-Dlaczego siedziałaś w szafie?
-Yyy...bo tak-odpowiedziała pomału Viola
-Fran?!-pytając złapał się za biodra i zaczął lekko tupać nogą
-No bo widzisz Viola była u mnie i nagle usłyszałam twój głos i tak sobie pomyślałam, że może by schować Violettę w szafie. No i tak zrobiłam i potem to wszystko. No, to chyba tyle.
-Dalej nie rozumiem dlaczego ona siedziała w szafie.
-Bo nie chciałam, żeby cię tu zobaczyła. Może być.
-Niech będzie. udajmy, że ci wierzę-odparł Marco i po tym nastała denerwująca cisza
Violetta
Postanowiłam przerwać tą grobową i bardzo niezręczną ciszę.
-To wy sobie gadajcie albo dalej siedźcie w ciszy, a ja sobie pójdę-powiedziałam uśmiechnięta i przytuliłam Fran
-Co tu się dzieje?!-zapytał, chyba trochę wkurzony Marco.
-Nooo nic!-powiedziałyśmy razem
-Dlaczego siedziałaś w szafie?
-Yyy...bo tak-odpowiedziała pomału Viola
-Fran?!-pytając złapał się za biodra i zaczął lekko tupać nogą
-No bo widzisz Viola była u mnie i nagle usłyszałam twój głos i tak sobie pomyślałam, że może by schować Violettę w szafie. No i tak zrobiłam i potem to wszystko. No, to chyba tyle.
-Dalej nie rozumiem dlaczego ona siedziała w szafie.
-Bo nie chciałam, żeby cię tu zobaczyła. Może być.
-Niech będzie. udajmy, że ci wierzę-odparł Marco i po tym nastała denerwująca cisza
Violetta
Postanowiłam przerwać tą grobową i bardzo niezręczną ciszę.
-To wy sobie gadajcie albo dalej siedźcie w ciszy, a ja sobie pójdę-powiedziałam uśmiechnięta i przytuliłam Fran
-Ej dlaczego idziesz?-zapytała zawiedziona Fran
-Bo...bo umówiłam się z Leonem-rzuciłam i wyszłam
Od mieszkania Fran do mieszkania Leona była dość duża odległość, więc po drodze kupiłam sobie przepyszną drożdżówkę z dżemem wiśniowym. Szłam wolno, bo nigdzie mi się nie spieszyło. Może jednak napiszę do Leona sms'a i zapytam czy jest teraz wolny, bo chyba raczej nie chciał by, żebym mu przeszkadzała. Sięgnęłam do mojej torebki po różowego iPhona i wybrałam numer Leona.
Do Leon:
Cześć Misiu!!! Co teraz robisz? Mogłabym wpaść?
Wysłałam mu tą wiadomość. Ale co ja zrobiłam napisałam do niego 'misiu'. Dlaczego, dlaczego nie można cofnąć tej wiadomości? Z moim jakby to nazwać 'przemyśleń' wyrwał mnie dzwonek dochodzącego sms'a. Był to sms od Leona.
Od Leon:
Cześć kotku :) Możesz wpaść, bo się trochę nudzę. <3
Jak mogę to idę, ale dlaczego on mi napisał 'kotku'? Ja będę u niego to się go zapytam. Do domu Leona było już niedaleko więc przyspieszyłam kroku. Była ładna pogoda i było bardzo gorąco. Byłam cała mokra zanim doszłam do posesji państwa Verdas. Stanęłam pod drzwiami i zanim zdążyłam nacisnąć dzwonek, drzwi się otworzyły. Staną w nich Leon.
-Wchodź-pokazał ręką abym weszła
-Jesteś sam?
-Tak. Rodzice pojechali na jakieś spotkanie i wrócą w nocy, a Lucas...
-Nie obchodzi mnie on. Ważne, że go nie ma-powiedziałam i usiedliśmy obok siebie na kanapie w salonie.
-Chcesz coś do picia?-zapytał uprzejmie
-Nie, ale dzięki-powiedziałam-Leon dlaczego napisałeś do mnie 'kotku' w sms'ie?-pytając uśmiechnęłam się
-Yyy...bo ty do mnie napisałaś 'misiu' więc no...A ty dlaczego tak do mnie napisałaś?
-Yyy...no bo...no...nie wiem...taki odruch. A zresztą to słowo bardzo do ciebie pasuje.
-Dlaczego?
-Bo jesteś taki mój misiu.
-Przypominam ci misia?-zapytał trochę poważniej robiąc przy tym minę.
-No tak. Jesteś taki mięciutki, cieplutki. Te włosy, taka grzywa. I jesteś taki słodziutki.
-Trzeba było tak od razu-powiedział i zbliżył się do mnie. Złączyliśmy nasze usta w bardzo namiętnym pocałunku. Leon całował mnie najpierw w usta, a później zaczął mnie całować po szyli i cały czas schodził coraz niżej.
-Leon-powiedziałam trochę skrępowana
-Przepraszam-powiedział i przesunął się na drugi koniec kanapy
-Nic się nie stało, ale poczekajmy jeszcze trochę, bo ja jeszcze nie jestem gotowa.
-Rozumiem, że to dla ciebie trudne-powiedział, a ja przytaknęłam
-To co robimy-powiedziałam po dłuższej chwili milczenia.
-Może zróbmy imprezkę. Taką małą z naszą paczką-powiedział ucieszony Leon
-Okej, mi pasuje. Zróbmy, ale taką tak jakby dwudniową. Z soboty na niedzielę.
-Jak najbardziej się zgadzam i wiem gdzie ją możemy zrobić-pochwalił się
-Gdzie?-dopytywałam się
-U mojego wujka za miastem. To dosłownie dwie godziny stąd. To jak.
-Może być, a twój wujek się zgodzi?
-Tak, a tak w ogóle to nie ma go obecnie w domu, a mi powiedział, że mogę wpadać kiedy chcę i dał mi klucze od jego mieszkania.
-Okej to w takim razie obdzwoń chłopaków, a ja dziewczyny. Ale jest jeszcze mały problem. Kto nas tam zawiezie?
-Nas jest 13. Mój brat to już 4 osoby z głowy. Yyy....Luca jak się zgodzi i zostaje jeszcze 5 osób-myślał Leon-Albo wiem jest taki facet. On jest przyjacielem taty i jeździ to znaczy ma takiego busika i może by się zgodził.
-No to zadzwoń do niego-rozkazałam
-Po co dzwonić jak można pójść-powiedział i wstał z kanapy, udając się w stronę drzwi.
-Co? Leon? Co ty mówisz?-zadawałam pytania idąc za nim.
-No bo ten facet mieszka koło nas i wolę tak na żywo niż przez telefon pogadać.
-No okej-powiedziałam i wyszliśmy z domu Leoniastego.
Przeszliśmy przez białą furtkę i podeszliśmy pod białe drzwi. Leon nacisną dzwonek i w mgnieniu oka drzwi się otworzył. Staną w nim mężczyzna średniego wieku.
-Dzień dobry panu-przywitał się Leon podając mu rękę
-Cześć Leonie. A co to za dziewczyna? Czyżby twoja?
-Tak, to moja dziewczyna. Ma na imię Violetta.-przedstawił mnie Leon
-Dzień doby-teraz to ja się przywitałam
-To chłopcze co cię do mnie sprowadza?-zapytał facet
-Mam takie pytanie. Czy mógłby pan mi pożyczyć pana busa na dwa dni?
-Hhhm...ciężka sprawa. A po co ci?
-Bo chcemy jechać za miasto z kolegami ze szkoły na taką małą wycieczkę.
-No niech wam będzie, ale chyba ty nie będziesz go prowadził?
-Nie. No co pan?-zaśmiali się, a ja nic śmiesznego w tym nie widziałam-Brat koleżanki ma prawo jazdy i on by poprowadził.
-Dobra-powiedział i rzucił kluczyki Leonowi-Tylko ma wrócić do mnie w całości-zaśmiał się i zamkną drzwi.
-Tak jasne-powiedział ironicznie Leon
-Pojazd załatwiony. To teraz telefon w dłoń i dzwoń-uśmiechnęłam się
Zadzwoniliśmy do wszystkich i wszyscy się zgodzili.
-Leon ja jeszcze biegnę do domu się spakować i spytać taty czy mi pozwoli-powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
-Leć ja też się spakuję i zapytam-zaśmiał się i poszedł do domu.
Po 10 minutach byłam w domu. Wbiegłam po schodach jak szalona. Pakowanie zajęło mi dosłownie 20 minut. Musiałam się jeszcze spytać taty, więc poszłam do jego gabinetu, ale go tam nie zastałam. Postanowiłam zapytać Olgi gdzie jest i dowiedziałam się, że pojechał na jakieś zebranie do Chile i że nie będzie go do końca weekendu. Ucieszyłam się na tą wiadomość, ale i tak musiałam się kogoś spytać. Akurat do domu weszła Angie.
-Cześć Violu-przywitała się
-Angie jak dobrze, że jesteś. Mam pytanie, bo taty nie ma i muszę się kogoś spytać, aby dostać pozwolenie. Więc czy mogłabym jechać na taka małą wycieczkę z paczką na dwa dni. To znaczy jutro byśmy wrócili. Proszę, proszę-błagałam ja składając ręce jak do modlitwy
-Noo...-Andie zaczęła mnie wypytywać co to dokładniej będzie, z kim jedziemy, gdzie to jest i tak dalej. Odpowiedziałam jej na wszystkie pytania i miała wątpliwości, ale się zgodziła.
Po niecałej godzinie wszyscy czekali przed domem Leona. Tam byliśmy umówieni na 14:00. Nikt się nie spóźnił oprócz Luc'i. Czekaliśmy na niego jeszcze 5 minut, aż w końcu przyszedł. Wsiedliśmy do busa.
-Macie wszystko? Na pewno niczego nie zapomnieliście? Ręczniki, piżamy, ubrania na jutro...?-wypytywał się Leon, a wszyscy włącznie ze mną tylko kiwali głowami.
-No to w drogę!!!-krzyknął bardzo głośno Luca i ruszył, a Leon usiadł obok mnie.
wtorek, 24 czerwca 2014
Rozdział 44
-Ale jednak pozwolił.
-Leon znam Germana i wiem, że kłamiesz.
-Nie kłamie-skłamałem
-Niech ci będzie-powiedziała mama-Chcesz coś ze sklepu? Idę na zakupy-mówiła wyciągając ze szafki siatkę na zakupy.
-Możesz mi kupić jakiegoś batona i 2 paczki chipsów i do tego 2 litrową colę. A i nie zapomnij o gumach miętowych-dyktowałem
-Ale ty masz wymagania-zaśmiała się i opuściła dom, a ja rozsiadłem się na kanapie i włączyłem telewizor.
Następny dzień, Violetta
Dzisiaj obudziłam się dość późno, bo jest sobota. Nareszcie dzień wolny. Niby wczoraj też go miałam, ale to nie to samo.Chwilę temu skończyłam jeść śniadanie i zabrałam się za sprzątanie moje pokoju. Potem pomogłam Oldze przygotowywać obiad.
-Violu, podaj mi sól-poprosiła gosposia
-Okej-podałam jej
-A teraz nabierz ze słoiczka, łyżeczkę bazylii-podeszłam do półki na której było mnóstwo słoiczków z różnymi przyprawami.
Nie wiedziałam który jest z bazylią, a który z czymś innym. Nie były podpisane, więc wzięłam pierwszy lepszy, który wpadł mi w ręce.
-Proszę Olgo-podałam jej łyżeczkę, a ona popatrzyła się na nią, a później na mnie. Troszkę nie wiedziałam o co chodzi, ale chyba można się domyślić, że pomyliłam składniki-Olgo coś nie tak z tą łyżeczką?-zapytałam
-Czy ty dziewczyno chcesz nas wszystkich otruć?!-pytała wsypując składnik do z powrotem do pojemniczka.
-Nie, a co to było?
-Nie ważne, a teraz uciekaj. Nie wiem idź sobie poskładaj w szafie ubrania, albo idź się z kim spotkać, ale nie rób nic co jest związane z kuchnią i gotowaniem!-mówiła coraz to głośniej Olgita
-Dobrze to powiedz tacie, że wychodzę-powiedziałam, zgarniając torebkę z kanapy-pa-powiedziałam i wyszłam.
Co by tu robić, dziewczyny pewnie sprzątają, więc do żadnej z nich nie pójdę. Leon zapewne nie robi nic, ale nie mam ochoty do niego teraz iść, może później. Pójdę się teraz przejść do parku, pooglądam krajobrazy Buenos Aires, przyjrzę się dokładniej różnym miejscom. jak pomyślałam tak zrobiłam. Chodziłam sobie spokojnie spacerkiem po różnych uliczkach, podziwiałam piękne budowle i zabytki. Tu jest pięknie, wystarczy tylko troszkę dłużej poobserwować. W pewnej chwili poczułam czyjąś rękę w okolicach nadgarstka. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam Dieg'a.
-Siemanko Violu-przytulił mnie, nie oddałam jego uścisku. Byłam zdziwiona jego zachowaniem, ale niech będzie.
-Cześć?
-Co tak się dziwnie na mnie patrzysz?
-Bo się dziwnie zachowujesz-szlam dalej przed siebie, a on szedł dalej obok mnie
-Jak to dziwnie?-zapytał głupio
-No po prostu. Pierwszy raz ze mną gadasz i od razu jakieś przytulasy. To trochę dziwne. Nie uważasz?
-Nie. A może pogadajmy o czymś innym. Na przykład gdzie teraz idziesz?-zapytał, a ja nie wiedziałam co mu powiedzieć.
Nie chciałam dłużej z nim gadać. Rozejrzałam się po okolicy w której przebywałam i zobaczyłam dom Francesc'i.
-Ja wybrałam się dzisiaj do Fran. O popatrz tu mieszka, więc musimy się pożegnać-uśmiechnęłam się i pomachałam mu otwierając furtkę do posesji Francesc'i-pa-krzyknęłam i znikłam za ogromnym krzakiem. Na szczęście-pomyślałam, Podeszłam do dębowych drzwi i wcisnęłam mały prostokątny guziczek, który wydał z siebie dźwięk. Chwilkę czekałam i drzwi otworzyła mi mama Francesc'i.
-Dzień dobry-przywitałam się-Jest może Fran?
-Witaj Violu. Fran jest na górze. Jak chcesz to idź do niej-wpuściła mnie do środka
-Dziękuję-powiedziałam i pobiegłam na górę. Weszłam do pokoju dziewczyny bez pukania.
-Mogę?-zapytałam jak już byłam w pomieszczeniu.
-Viola! Cześć! Co ty tu robisz?-zapytała sztucznie się uśmiechając
-Cześć! Wybacz, że ci przeszkadzam, ale...
-Nie przeszkadzasz. Przecież ten uśmiech jest sztuczny-zaśmiała się
-Okeeej, to jestem tu, bo chciałam uniknąć dalszej rozmowy z Dieg'iem.
-Z Dieg'iem?
-Tak. Już ci opowiadam. A więc jak chodziłam sobie [...] i dlatego właśnie tu jestem.
-Dobra-powiedziała dziwnie się na mnie patrząc.
-No co?!
-Nic, nic-odpowiedziała pośpiesznie
-To w takim razie opowiadaj co jest między tobą, a Marco-powiedziałam zaciekawiona
-A nic ciekawego. Tylko no wiesz jesteśmy razem!-powiedziała ucieszona i rzuciła mi się na szyję
-Gratulację!-przytuliłam ją jeszcze bardziej-a teraz opowiadaj jak to się stało.
-No więc tak. Wtedy jak wyszłam ze szpitala od Leona, to poszłam do parku i tam praktycznie cały czas gadaliśmy i byliśmy na lodach i wacie cukrowej. I jak jadłam tą watę to Marco urwał mi kawałek i pociągnęłam go za rękę. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i wtedy się pocałowaliśmy. Aaaa...to było takie piękne-mówiła podekscytowana
-No wy przynajmniej ten wasz pierwszy pocałunek mieliście w normalnych warunkach-zaśmiałam się-bo Leon mnie pocałował jak byliśmy na Kole Młyńskim, a zrobił to dlatego, że chyba panicznie się bałam-zaśmiałyśmy się razem.
-Dobra, czyli mam rozumieć, że Leon pocałował cię bo panikowałaś?-zapytała z uśmieszkiem
-Chyba tak-powiedziałam, a Fran to bardzo rozbawiło.
-Okej, zmieńmy temat. Co tam słychać u Leona? Nic poważnego?
-Nie, tylko jak wrócił do domu to jego mama zrobiła mu małą awanturkę-rzekłam i Fran zrobiła dziwną minę-A tobie co?-zapytałam powstrzymując się od śmiechu
-Słyszysz?-powiedziała mając dalej taką minę
-Ale co?-zapytałam zdziwiona jej zachowaniem
-Słyszysz? Ten głos? To Marco! Chowaj się!-krzyknęła i wepchała mnie do szafy
-Ale Fran...
-Bądź cicho i siedź tam-wyszeptała i wtedy usłyszałam pukanie do drzwi
Francesca
-Proszę!-krzyknęła ze szafy Violetta
-Cześć Marco-przywitałam się z nim buziakiem w policzek
-Cześć Fran. Co robisz? Bo telefonów ode mnie nie odbierasz-powiedział siadając na łóżko
-Bo cię nie kocha-usłyszałam cichy głos z szafy, na szczęście Marco go nie usłyszał
-Nie odbieram, bo po pierwsze mam wyciszony telefon, po drugie jest sobota i sprzątam i po trzecie przed chwilą była u mnie Viola i gadałyśmy.
-Właśnie-zaśmiała się cicho Viola i chyba Marco ją usłyszał, bo się dziwnie popatrzył na szafę.
-Coś nie tak?-zapytałam specjalnie
-Nie tylko się trochę o ciebie martwiłem. Co robisz teraz?-zapytał dla zmiany tematu
-Jak widzisz nic-uśmiechnęłam się
-A poszłabyś ze mną na spacer? Albo do Galerii 'Factory'?
-Marco, chętnie, ale wiesz teraz za bardzo nie mam czasu.
-Podobno nic już nie robisz. Więc?
-Okej to idź poczekaj na mnie na dole, a ja zaraz przyjdę.
Marco wstał z mojego łóżka i podszedł do mnie. Złapał mnie za ręce i popatrzył się prosto w oczy.
-Kręcisz coś-powiedział pewny siebie
-Nieee, no co ty-zrobiłam minę typu "Co"
-Kocham cię-powiedział i zmniejszył odległość między nami. Złączył nasze usta i wtedy usłyszeliśmy...
Jak myślicie co usłyszeli?
Komentujcie, będę wam za to bardzo wdzięczna.
Dzięki <3
-Leon znam Germana i wiem, że kłamiesz.
-Nie kłamie-skłamałem
-Niech ci będzie-powiedziała mama-Chcesz coś ze sklepu? Idę na zakupy-mówiła wyciągając ze szafki siatkę na zakupy.
-Możesz mi kupić jakiegoś batona i 2 paczki chipsów i do tego 2 litrową colę. A i nie zapomnij o gumach miętowych-dyktowałem
-Ale ty masz wymagania-zaśmiała się i opuściła dom, a ja rozsiadłem się na kanapie i włączyłem telewizor.
Następny dzień, Violetta
Dzisiaj obudziłam się dość późno, bo jest sobota. Nareszcie dzień wolny. Niby wczoraj też go miałam, ale to nie to samo.Chwilę temu skończyłam jeść śniadanie i zabrałam się za sprzątanie moje pokoju. Potem pomogłam Oldze przygotowywać obiad.
-Violu, podaj mi sól-poprosiła gosposia
-Okej-podałam jej
-A teraz nabierz ze słoiczka, łyżeczkę bazylii-podeszłam do półki na której było mnóstwo słoiczków z różnymi przyprawami.
Nie wiedziałam który jest z bazylią, a który z czymś innym. Nie były podpisane, więc wzięłam pierwszy lepszy, który wpadł mi w ręce.
-Proszę Olgo-podałam jej łyżeczkę, a ona popatrzyła się na nią, a później na mnie. Troszkę nie wiedziałam o co chodzi, ale chyba można się domyślić, że pomyliłam składniki-Olgo coś nie tak z tą łyżeczką?-zapytałam
-Czy ty dziewczyno chcesz nas wszystkich otruć?!-pytała wsypując składnik do z powrotem do pojemniczka.
-Nie, a co to było?
-Nie ważne, a teraz uciekaj. Nie wiem idź sobie poskładaj w szafie ubrania, albo idź się z kim spotkać, ale nie rób nic co jest związane z kuchnią i gotowaniem!-mówiła coraz to głośniej Olgita
-Dobrze to powiedz tacie, że wychodzę-powiedziałam, zgarniając torebkę z kanapy-pa-powiedziałam i wyszłam.
Co by tu robić, dziewczyny pewnie sprzątają, więc do żadnej z nich nie pójdę. Leon zapewne nie robi nic, ale nie mam ochoty do niego teraz iść, może później. Pójdę się teraz przejść do parku, pooglądam krajobrazy Buenos Aires, przyjrzę się dokładniej różnym miejscom. jak pomyślałam tak zrobiłam. Chodziłam sobie spokojnie spacerkiem po różnych uliczkach, podziwiałam piękne budowle i zabytki. Tu jest pięknie, wystarczy tylko troszkę dłużej poobserwować. W pewnej chwili poczułam czyjąś rękę w okolicach nadgarstka. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam Dieg'a.
-Siemanko Violu-przytulił mnie, nie oddałam jego uścisku. Byłam zdziwiona jego zachowaniem, ale niech będzie.
-Cześć?
-Co tak się dziwnie na mnie patrzysz?
-Bo się dziwnie zachowujesz-szlam dalej przed siebie, a on szedł dalej obok mnie
-Jak to dziwnie?-zapytał głupio
-No po prostu. Pierwszy raz ze mną gadasz i od razu jakieś przytulasy. To trochę dziwne. Nie uważasz?
-Nie. A może pogadajmy o czymś innym. Na przykład gdzie teraz idziesz?-zapytał, a ja nie wiedziałam co mu powiedzieć.
Nie chciałam dłużej z nim gadać. Rozejrzałam się po okolicy w której przebywałam i zobaczyłam dom Francesc'i.
-Ja wybrałam się dzisiaj do Fran. O popatrz tu mieszka, więc musimy się pożegnać-uśmiechnęłam się i pomachałam mu otwierając furtkę do posesji Francesc'i-pa-krzyknęłam i znikłam za ogromnym krzakiem. Na szczęście-pomyślałam, Podeszłam do dębowych drzwi i wcisnęłam mały prostokątny guziczek, który wydał z siebie dźwięk. Chwilkę czekałam i drzwi otworzyła mi mama Francesc'i.
-Dzień dobry-przywitałam się-Jest może Fran?
-Witaj Violu. Fran jest na górze. Jak chcesz to idź do niej-wpuściła mnie do środka
-Dziękuję-powiedziałam i pobiegłam na górę. Weszłam do pokoju dziewczyny bez pukania.
-Mogę?-zapytałam jak już byłam w pomieszczeniu.
-Viola! Cześć! Co ty tu robisz?-zapytała sztucznie się uśmiechając
-Cześć! Wybacz, że ci przeszkadzam, ale...
-Nie przeszkadzasz. Przecież ten uśmiech jest sztuczny-zaśmiała się
-Okeeej, to jestem tu, bo chciałam uniknąć dalszej rozmowy z Dieg'iem.
-Z Dieg'iem?
-Tak. Już ci opowiadam. A więc jak chodziłam sobie [...] i dlatego właśnie tu jestem.
-Dobra-powiedziała dziwnie się na mnie patrząc.
-No co?!
-Nic, nic-odpowiedziała pośpiesznie
-To w takim razie opowiadaj co jest między tobą, a Marco-powiedziałam zaciekawiona
-A nic ciekawego. Tylko no wiesz jesteśmy razem!-powiedziała ucieszona i rzuciła mi się na szyję
-Gratulację!-przytuliłam ją jeszcze bardziej-a teraz opowiadaj jak to się stało.
-No więc tak. Wtedy jak wyszłam ze szpitala od Leona, to poszłam do parku i tam praktycznie cały czas gadaliśmy i byliśmy na lodach i wacie cukrowej. I jak jadłam tą watę to Marco urwał mi kawałek i pociągnęłam go za rękę. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i wtedy się pocałowaliśmy. Aaaa...to było takie piękne-mówiła podekscytowana
-No wy przynajmniej ten wasz pierwszy pocałunek mieliście w normalnych warunkach-zaśmiałam się-bo Leon mnie pocałował jak byliśmy na Kole Młyńskim, a zrobił to dlatego, że chyba panicznie się bałam-zaśmiałyśmy się razem.
-Dobra, czyli mam rozumieć, że Leon pocałował cię bo panikowałaś?-zapytała z uśmieszkiem
-Chyba tak-powiedziałam, a Fran to bardzo rozbawiło.
-Okej, zmieńmy temat. Co tam słychać u Leona? Nic poważnego?
-Nie, tylko jak wrócił do domu to jego mama zrobiła mu małą awanturkę-rzekłam i Fran zrobiła dziwną minę-A tobie co?-zapytałam powstrzymując się od śmiechu
-Słyszysz?-powiedziała mając dalej taką minę
-Ale co?-zapytałam zdziwiona jej zachowaniem
-Słyszysz? Ten głos? To Marco! Chowaj się!-krzyknęła i wepchała mnie do szafy
-Ale Fran...
-Bądź cicho i siedź tam-wyszeptała i wtedy usłyszałam pukanie do drzwi
Francesca
-Proszę!-krzyknęła ze szafy Violetta
-Cześć Marco-przywitałam się z nim buziakiem w policzek
-Cześć Fran. Co robisz? Bo telefonów ode mnie nie odbierasz-powiedział siadając na łóżko
-Bo cię nie kocha-usłyszałam cichy głos z szafy, na szczęście Marco go nie usłyszał
-Nie odbieram, bo po pierwsze mam wyciszony telefon, po drugie jest sobota i sprzątam i po trzecie przed chwilą była u mnie Viola i gadałyśmy.
-Właśnie-zaśmiała się cicho Viola i chyba Marco ją usłyszał, bo się dziwnie popatrzył na szafę.
-Coś nie tak?-zapytałam specjalnie
-Nie tylko się trochę o ciebie martwiłem. Co robisz teraz?-zapytał dla zmiany tematu
-Jak widzisz nic-uśmiechnęłam się
-A poszłabyś ze mną na spacer? Albo do Galerii 'Factory'?
-Marco, chętnie, ale wiesz teraz za bardzo nie mam czasu.
-Podobno nic już nie robisz. Więc?
-Okej to idź poczekaj na mnie na dole, a ja zaraz przyjdę.
Marco wstał z mojego łóżka i podszedł do mnie. Złapał mnie za ręce i popatrzył się prosto w oczy.
-Kręcisz coś-powiedział pewny siebie
-Nieee, no co ty-zrobiłam minę typu "Co"
-Kocham cię-powiedział i zmniejszył odległość między nami. Złączył nasze usta i wtedy usłyszeliśmy...
Jak myślicie co usłyszeli?
Komentujcie, będę wam za to bardzo wdzięczna.
Dzięki <3
czwartek, 19 czerwca 2014
Rozdział 43
To była Francesca. Otworzyłam wiadomość.
Od Fran:
Idę się spotkać z Marco <3<3<3
Do Fran:
Czy to takie zwykłe spotkanie???
Od Fran:
Nie do końca :) Hehe PA Nie mam czasu. Później ci opowiem. <buziaki>
Uśmiechnęłam się do telefonu
-Co tak się szczerzysz do tego twojego fonika?-zapytał się oschle Leon i wstał z łóżka
-Wieź no. Nie musisz tak podle do mnie mówić-oburzyłam się
-Ale ja przecież żartowałem-próbował mnie przytulić, ale na szczęście do sali wszedł lekarz.
-Dlaczego pan stoi, a nie leży?-Leon natychmiast się położył
-Przepraszam, ale rozmawiałem z moją dzie...
-Tak, tak, a teraz może pan uciekać do domu. Do widzenia-powiedział i wyszedł, a ja wstałam z łóżka wyszłam bez słowa z sali. Leon nie musiał się przebierać, bo był ubrany w swoje ciuchy i nie miał żadnych bagaży, tylko swoją torbę do szkoły, więc wybiegł za mną. Krzyczał moje imię na pół szpitala, ale ja nie zwracałam na to uwagi. Wkrótce mnie dogonił i złapał za rękę. Byliśmy pod wyjściem ze szpitala.
-Violetta, przepraszam-powiedział z żalem. Nic nie odpowiedziałam tylko wyrwałam się z jego uścisku i poszłam przed siebie. on cały czas szedł za mną, a gdy byliśmy już w parku, znowu złapał mnie za rękę
-Violetta, proszę-złapał mnie za drugą dłoń, a ja popatrzyłam mu się prosto w oczy i zbliżyłam się do niego. Pocałowałam go delikatnie, a on oddał pocałunek-wybaczasz mi?
-Nie ma co ci wybaczać, ale obiecaj, że nie będziesz do mnie mówił takim tonem. Bo wtedy nawet nie wiesz jak się czuję-powiedziałam i wtuliłam się w niego
-Przepraszam i obiecuje, że tak nie będę do ciebie mówił.
-Chodźmy do Studia, nie chcę opuścić więcej zajęć-złapałam go za rękę
-Tylko, wiesz, no ostatnia lekcja skończyła się 5 minut temu
-Co? Aż tak długo siedzieliśmy w szpitalu?
-No niestety.
-Chodź odprowadzę cię do domu-pociągnęłam chłopaka za rękę, a on nie protestował, tylko splótł nasze palce i ruszyliśmy do mieszkania szatyna.
20 minut później
Weszłam do domu razem z chłopakiem, a moim oczom ukazała się mama szatyna.
-Cześć mamo
-Dzień dobry-przywitałam się
-Witaj Violetto. Leon, czy ty nie wiesz, że nie wolno ci spożywać produktów z choćby odrobinką truskawek-podniosła głos jego mama-mogłeś się udusić-krzyczała
-Oj no pomylił...
-Proszę. Niech pani na niego nie krzyczy, przecież on nic złego nie zrobił, nie jego wina, że się pomylił. Trochę trudno rozróżnić dwa takie same kolory. A tak w ogóle to powinna się pani cieszyć, że mu nic nie jest.
-Masz racje Violetto-powiedziała ze spokojem-Idźcie do góry. Chcecie coś do picia?
-Nie, dziękujemy-odpowiedzieliśmy wspólnie i poszliśmy wolnym krokiem do pokoju mojego chłopaka.
Ja usiadłam na jego wygodnym łóżku, a on na przeciwko mnie na fotelu obrotowym. Chwilę patrzyłam się mu prosto w jego piękne zielone oczy, ale Leon, jak to Leon nie pozwolił mi na to, bo zaczął je mrużyć.
-Naprawdę? Musiałeś?-zaśmiałam się
-Ale co?-zapytał głupio
-Ty dobrze wiesz co-powiedziałam, a on zeskoczył z krzesła na podłogę. Klękną na dwa kolana i złapał mnie za ręce.
-Nie wiem co-podniósł się tak, że jego głowa była na równi z moją. Zbliżył się i mnie pocałował. Oddała bym jego pocałunek, ale ktoś nam musiał jak zwykle przeszkodzić. Do pokoju wszedł Lucas, a ja jak go tylko zobaczyłam, gwałtownie wstałam z łóżka. Leon zresztą też.
-Czego chcesz?-zapytał Leon
-Przeprosić Violette-powiedział i podszedł do mnie, a ja schowałam się za Leona-Nie bój się mnie, ja naprawdę nie chciałem, ale tak jakoś wyszło, bo miałem dużo alkoholu we krwi. Przepraszam i obiecuję ci, że to się więcej nie powtórzy-powiedział Lucas i wyszedł z pokoju.
-Leon, ja już pójdę-powiedziałam i pocałowałam go w policzek
-Nie zostaniesz ze mną-zrobił minę zbitego psa.
-Przykro mi, ale nie mogę. Umówiłam się z Fran-skłamałam
-Rozumiem, ale za to jutro przyjdę po ciebie rano i pójdziemy do Studia.
-Okej-odpowiedział i on złapał mnie w tali.
-Na pożegnanie-powiedział. Zbliżył się do mnie i pocałowaliśmy się.
-Pa-powiedziałam po oderwaniu się od jego warg i wyszłam.
Gdy tylko opuściłam dom Verdasa, dostałam sms'a.
Od Nieznany
To dopiero początek hehe Kiedy się zabawimy? <3
Wystraszyłam się trochę, ale zbytnio nie zwracałam na to uwagi. Może ktoś sobie jaja ze mnie robi? Po chwili byłam już w moim domu. Weszłam do domu nie zauważona przez nikogo. Gdy byłam już w swoim pokoju, spojrzałam na miętowy zegarek, który był umieszczony na mojej lewej ręce. Była już 16:37. Ale ten czas szybko leci. Chwilę temu wychodziłam z Leonem ze szpitala i była 13. Resztę dnia spędziłam na czytaniu książek, pisaniu w pamiętniku i sprzątaniu pokoju.
Leon
Jak tylko Violetta wyszła z domu, postanowiłem iść zapytać mamy co im powiedział lekarz. Zobaczyłem ją w salonie. Czytała jakąś gazetę. usiadłem obok jej na kanapie.
-Mamo?
-Tak synku?
-Dzwonił do was lekarz jak byłem w szpitalu?
-Tak-odpowiedziała krótko
-I co mówił?
-Poinformował nas o tym, że jesteś w szpitalu, ze względu na te truskawki, których ja zawsze zakazuję ci jeść. Tyle razy ci o tym mówiłam, a ty i tak robisz swoje.
-Mamo, już ci mówiłem, że to było przez przypadek.
-Wiem i wierzę ci, ale naprawdę musisz uważać, to jest bardzo niebezpieczne. Jakby lekarze zjawili się chwilę później, to już byłoby po tobie.
-Tak wiem. A dlaczego po mnie nie przyjechaliście?
-Bo lekarz mówił nam, że nie ma takiej potrzeby. Podobno była tam z tobą jakaś dziewczyna, a ja mogę się domyślić, że to była Violetta. Jak już weszliśmy w ten temat o Violettcie, to dlaczego ona tu nocowała?-zapytała mama. Nie spodziewałem się takiego pytania, a tak w ogóle skąd ona wie o tym, że spałem z Violettą?
-Bo zaprosiłem ją na chwilę do mnie i później jak już chciała iść to bardzo się rozpadało i jak myśleliśmy, że przestanie, to na niebie pojawiły się błyskawice, a potem usłyszeliśmy grzmoty. Rozpoczęła się burza, a jak Violetta zadzwoniła po swojego tatę to powiedział jej, że nie ma go w domu, a Ramallo jest razem z nim i pozwolił jej zostać na noc u Franc... u mnie-dużo jej naściemniałem, ale choćby miała to ze mnie w nie wiadomo jaki sposób wycisnąć, nic bym jej nie powiedział.
-Nie wierzę, że jej ojciec pozwoliłby jej zostać u ciebie.
-Ale...
I jak wyszedł?
Jak na mnie to powiedziałabym, że może być.
A teraz proszę was o komentarze.
Dzięki <3<3<3
Od Fran:
Idę się spotkać z Marco <3<3<3
Do Fran:
Czy to takie zwykłe spotkanie???
Od Fran:
Nie do końca :) Hehe PA Nie mam czasu. Później ci opowiem. <buziaki>
Uśmiechnęłam się do telefonu
-Co tak się szczerzysz do tego twojego fonika?-zapytał się oschle Leon i wstał z łóżka
-Wieź no. Nie musisz tak podle do mnie mówić-oburzyłam się
-Ale ja przecież żartowałem-próbował mnie przytulić, ale na szczęście do sali wszedł lekarz.
-Dlaczego pan stoi, a nie leży?-Leon natychmiast się położył
-Przepraszam, ale rozmawiałem z moją dzie...
-Tak, tak, a teraz może pan uciekać do domu. Do widzenia-powiedział i wyszedł, a ja wstałam z łóżka wyszłam bez słowa z sali. Leon nie musiał się przebierać, bo był ubrany w swoje ciuchy i nie miał żadnych bagaży, tylko swoją torbę do szkoły, więc wybiegł za mną. Krzyczał moje imię na pół szpitala, ale ja nie zwracałam na to uwagi. Wkrótce mnie dogonił i złapał za rękę. Byliśmy pod wyjściem ze szpitala.
-Violetta, przepraszam-powiedział z żalem. Nic nie odpowiedziałam tylko wyrwałam się z jego uścisku i poszłam przed siebie. on cały czas szedł za mną, a gdy byliśmy już w parku, znowu złapał mnie za rękę
-Violetta, proszę-złapał mnie za drugą dłoń, a ja popatrzyłam mu się prosto w oczy i zbliżyłam się do niego. Pocałowałam go delikatnie, a on oddał pocałunek-wybaczasz mi?
-Nie ma co ci wybaczać, ale obiecaj, że nie będziesz do mnie mówił takim tonem. Bo wtedy nawet nie wiesz jak się czuję-powiedziałam i wtuliłam się w niego
-Przepraszam i obiecuje, że tak nie będę do ciebie mówił.
-Chodźmy do Studia, nie chcę opuścić więcej zajęć-złapałam go za rękę
-Tylko, wiesz, no ostatnia lekcja skończyła się 5 minut temu
-Co? Aż tak długo siedzieliśmy w szpitalu?
-No niestety.
-Chodź odprowadzę cię do domu-pociągnęłam chłopaka za rękę, a on nie protestował, tylko splótł nasze palce i ruszyliśmy do mieszkania szatyna.
20 minut później
Weszłam do domu razem z chłopakiem, a moim oczom ukazała się mama szatyna.
-Cześć mamo
-Dzień dobry-przywitałam się
-Witaj Violetto. Leon, czy ty nie wiesz, że nie wolno ci spożywać produktów z choćby odrobinką truskawek-podniosła głos jego mama-mogłeś się udusić-krzyczała
-Oj no pomylił...
-Proszę. Niech pani na niego nie krzyczy, przecież on nic złego nie zrobił, nie jego wina, że się pomylił. Trochę trudno rozróżnić dwa takie same kolory. A tak w ogóle to powinna się pani cieszyć, że mu nic nie jest.
-Masz racje Violetto-powiedziała ze spokojem-Idźcie do góry. Chcecie coś do picia?
-Nie, dziękujemy-odpowiedzieliśmy wspólnie i poszliśmy wolnym krokiem do pokoju mojego chłopaka.
Ja usiadłam na jego wygodnym łóżku, a on na przeciwko mnie na fotelu obrotowym. Chwilę patrzyłam się mu prosto w jego piękne zielone oczy, ale Leon, jak to Leon nie pozwolił mi na to, bo zaczął je mrużyć.
-Naprawdę? Musiałeś?-zaśmiałam się
-Ale co?-zapytał głupio
-Ty dobrze wiesz co-powiedziałam, a on zeskoczył z krzesła na podłogę. Klękną na dwa kolana i złapał mnie za ręce.
-Nie wiem co-podniósł się tak, że jego głowa była na równi z moją. Zbliżył się i mnie pocałował. Oddała bym jego pocałunek, ale ktoś nam musiał jak zwykle przeszkodzić. Do pokoju wszedł Lucas, a ja jak go tylko zobaczyłam, gwałtownie wstałam z łóżka. Leon zresztą też.
-Czego chcesz?-zapytał Leon
-Przeprosić Violette-powiedział i podszedł do mnie, a ja schowałam się za Leona-Nie bój się mnie, ja naprawdę nie chciałem, ale tak jakoś wyszło, bo miałem dużo alkoholu we krwi. Przepraszam i obiecuję ci, że to się więcej nie powtórzy-powiedział Lucas i wyszedł z pokoju.
-Leon, ja już pójdę-powiedziałam i pocałowałam go w policzek
-Nie zostaniesz ze mną-zrobił minę zbitego psa.
-Przykro mi, ale nie mogę. Umówiłam się z Fran-skłamałam
-Rozumiem, ale za to jutro przyjdę po ciebie rano i pójdziemy do Studia.
-Okej-odpowiedział i on złapał mnie w tali.
-Na pożegnanie-powiedział. Zbliżył się do mnie i pocałowaliśmy się.
-Pa-powiedziałam po oderwaniu się od jego warg i wyszłam.
Gdy tylko opuściłam dom Verdasa, dostałam sms'a.
Od Nieznany
To dopiero początek hehe Kiedy się zabawimy? <3
Anonim
Wystraszyłam się trochę, ale zbytnio nie zwracałam na to uwagi. Może ktoś sobie jaja ze mnie robi? Po chwili byłam już w moim domu. Weszłam do domu nie zauważona przez nikogo. Gdy byłam już w swoim pokoju, spojrzałam na miętowy zegarek, który był umieszczony na mojej lewej ręce. Była już 16:37. Ale ten czas szybko leci. Chwilę temu wychodziłam z Leonem ze szpitala i była 13. Resztę dnia spędziłam na czytaniu książek, pisaniu w pamiętniku i sprzątaniu pokoju.
Leon
Jak tylko Violetta wyszła z domu, postanowiłem iść zapytać mamy co im powiedział lekarz. Zobaczyłem ją w salonie. Czytała jakąś gazetę. usiadłem obok jej na kanapie.
-Mamo?
-Tak synku?
-Dzwonił do was lekarz jak byłem w szpitalu?
-Tak-odpowiedziała krótko
-I co mówił?
-Poinformował nas o tym, że jesteś w szpitalu, ze względu na te truskawki, których ja zawsze zakazuję ci jeść. Tyle razy ci o tym mówiłam, a ty i tak robisz swoje.
-Mamo, już ci mówiłem, że to było przez przypadek.
-Wiem i wierzę ci, ale naprawdę musisz uważać, to jest bardzo niebezpieczne. Jakby lekarze zjawili się chwilę później, to już byłoby po tobie.
-Tak wiem. A dlaczego po mnie nie przyjechaliście?
-Bo lekarz mówił nam, że nie ma takiej potrzeby. Podobno była tam z tobą jakaś dziewczyna, a ja mogę się domyślić, że to była Violetta. Jak już weszliśmy w ten temat o Violettcie, to dlaczego ona tu nocowała?-zapytała mama. Nie spodziewałem się takiego pytania, a tak w ogóle skąd ona wie o tym, że spałem z Violettą?
-Bo zaprosiłem ją na chwilę do mnie i później jak już chciała iść to bardzo się rozpadało i jak myśleliśmy, że przestanie, to na niebie pojawiły się błyskawice, a potem usłyszeliśmy grzmoty. Rozpoczęła się burza, a jak Violetta zadzwoniła po swojego tatę to powiedział jej, że nie ma go w domu, a Ramallo jest razem z nim i pozwolił jej zostać na noc u Franc... u mnie-dużo jej naściemniałem, ale choćby miała to ze mnie w nie wiadomo jaki sposób wycisnąć, nic bym jej nie powiedział.
-Nie wierzę, że jej ojciec pozwoliłby jej zostać u ciebie.
-Ale...
I jak wyszedł?
Jak na mnie to powiedziałabym, że może być.
A teraz proszę was o komentarze.
Dzięki <3<3<3
niedziela, 15 czerwca 2014
Rozdział 42
-A więc, co ostatnio jadł albo pił...yyy
-Chłopak-powiedziałam zdenerwowana-ostatnio pił ze mną koktajl, ale nie rozumiem.
-A jaki smak miał ten napój?
-Wiśniowy-odpowiedziałam szybko, nadal nie wiedziałam do czego zmierza pan doktor.
-A pani?
-Truskawkowy. Mógłby pan przejść do sedna bo się coraz bardziej denerwuje-powiedziałam dość spokojnie.
-A więc możliwe jest, że pani chłopak przez przypadek pomylił napoje i napił się truskawkowego. On ma uczulenie na truskawki.
-Ale wyjdzie z tego?
-Tak, ale musi zostać jeszcze kilka godzin na obserwacji. A i czy mógłbym prosić o numery jego rodziców?-zapytał lekarz, a ja nie wiedziałam co powiedzieć, bo przecież nie miałam ich numerów. Zmieszałam się.
-Yyy...bo wie pan co ja nie mam do nich numerów, ale jeżeli pozwoli mi pan wejść do sali Leona, to wezmę od niego telefon i będzie miał pan ich numery.
-Dobrze, ale szybko, bo są bardzo potrzebni-powiedział doktor, a ja natychmiast wstałam z krzesła i udałam się do sali Leona.
Na początek lekko uchyliłam drzwi, żeby zobaczyć co robi. Zauważyłam, że ma zamknięte oczy więc chyba śpi. Weszłam do środka, bardzo cicho. Nie było słychać żadnego szmeru, ani odgłosu. Podeszłam do niego i wzrokiem zaczęłam szukać jego telefonu. Gdzie on może być, pewnie w kieszeni. Miałam szczęście bo leżał na plecach, więc mogłam sprawdzić obie kieszenie. Z lewej strony niczego nie było, a z drugiej jak obeszłam łóżko, zauważyłam wystający z kieszeni czerwony prostokąt. Sięgnęłam ręką do jego kieszeni. Ale on ubrał ciasne spodnie, nie mogłam go wyciągnąć. Szarpnęłam mocniej i się udało, ale za to obudziłam Leona.
-Violetta?-zapytał lekko się podnosząc na rękach
-Przepraszam, że cię obudziłam. Nic ci nie jest?-zapytałam
-Nie. Na razie czuję się dobrze.-popatrzył się na moja rękę, w której trzymałam jego komórkę-Mam takie pytanie. Co ty przed chwilą robiłaś?
-Wyciągałam telefon z kieszeni i twoje następne pytanie, doktor potrzebuje numerów twoich rodziców.
-Ale po co? Przecież nic mi nie jest.
-Wiedziałeś, że masz uczulenie na truskawki?
-Tak-powiedział i odwrócił głowę do ściany, a ja lekko usiadłam obok niego na szpitalnym łóżku.
-Leon, nie martw się wszystko będzie dobrze-powtórzyłam słowa Francesci i pocałowałam go w policzek, a on popatrzył się na mnie.
-Kocham cię-powiedział cicho
-Ja ciebie też. A teraz muszę zanieść numery, więc zaraz wrócę-powiedziałam i wyszłam z sali. po drodze do gabinetu, włączyłam wyświetlacz i ukazało mi się 9 kropek. Muszę wpisać wzór. On miał chyba pierwszą literę swojego imienia. Przejechałam palcem po ekranie i nie odblokowałam go. Czy on musi zmieniać te hasła cały czas? Wróciłam się do jego sali.
-Tak szybko?-zapytał śmiejąc się pod nosem, przed który mu włożyłam telefon.
-Czy ty musisz zmieniać cały czas te hasła? Co chwila masz inne.
-A pomyśl jakie to może być hasło. Mogę ci podpowiedzieć, że to pierwsza litera imienia, dziewczyny, którą kocham nad życie.
-'V', ale dlaczego akurat moja litera-zapytałam odblokowując ekran
-Bo cię kocham
-Ja ciebie też, ale nie zmieniaj więcej hasła-powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
-Spodobało ci się?
-Może-powiedziałam wychodząc za drzwi.
Gdy zapukałam do drzwi gabinetu. Usłyszałam słowo 'proszę', więc weszłam.
-Co tak długo?-uśmiechną się lekarz
-Bo nie mogłam odblokować telefonu i tak jakoś.
-Dobrze, dobrze. To podałabyś mi te...
-Tak oczywiście-powiedziałam i zaczęłam dyktować doktorowi liczby.
-Dziękuję-powiedział, a ja wyszłam z sali i powędrowałam do Leona.
-I co zaraz tu będą?
-Nie wiem, bo jeszcze nie dzwonił. A co teraz będziesz robił?-postanowiłam zmienić temat
-Leżał, a wiesz może kiedy mnie wypuszczają?
-Jeszcze dzisiaj-uśmiechnęłam się do niego, a on się do mnie przybliżył i prawie dotknęliśmy swoich ust. przerwał nam ktoś wbiegający do sali. To była Francesca.
-Przepraszam, że...
-Nie przejmuj się
-Jak się czujesz?-pytanie skierowała do Leona
-Jak widać dobrze-objął mnie ramieniem
-Fran, a gdzie ty byłaś jak ja poszłam do doktora?
-Byłam w Studiu, usprawiedliwić was i przy okazji ja się zwolniłam-uśmiechnęła się
-Nie musiałaś.
-Ale chciałam i muszę was przeprosić, bo z kimś się umówiłam-powiedziała będą przy drzwiach
-A zdradzisz mi z kim?-zapytałam z nadzieją, że mi powie
-Tobie tak, ale temu tutaj nie-powiedziała i wyszła, a ja popatrzyłam się na Leona. W tej chwili dostałam sms'a. Zaczęłam grzebać po torebce w celu znalezienia przedmiotu. Po chwili znalazłam. Zobaczyłam, kto przysłał mi wiadomość. To była...
Podoba się????????????????????
KOMENTUJCIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
-Chłopak-powiedziałam zdenerwowana-ostatnio pił ze mną koktajl, ale nie rozumiem.
-A jaki smak miał ten napój?
-Wiśniowy-odpowiedziałam szybko, nadal nie wiedziałam do czego zmierza pan doktor.
-A pani?
-Truskawkowy. Mógłby pan przejść do sedna bo się coraz bardziej denerwuje-powiedziałam dość spokojnie.
-A więc możliwe jest, że pani chłopak przez przypadek pomylił napoje i napił się truskawkowego. On ma uczulenie na truskawki.
-Ale wyjdzie z tego?
-Tak, ale musi zostać jeszcze kilka godzin na obserwacji. A i czy mógłbym prosić o numery jego rodziców?-zapytał lekarz, a ja nie wiedziałam co powiedzieć, bo przecież nie miałam ich numerów. Zmieszałam się.
-Yyy...bo wie pan co ja nie mam do nich numerów, ale jeżeli pozwoli mi pan wejść do sali Leona, to wezmę od niego telefon i będzie miał pan ich numery.
-Dobrze, ale szybko, bo są bardzo potrzebni-powiedział doktor, a ja natychmiast wstałam z krzesła i udałam się do sali Leona.
Na początek lekko uchyliłam drzwi, żeby zobaczyć co robi. Zauważyłam, że ma zamknięte oczy więc chyba śpi. Weszłam do środka, bardzo cicho. Nie było słychać żadnego szmeru, ani odgłosu. Podeszłam do niego i wzrokiem zaczęłam szukać jego telefonu. Gdzie on może być, pewnie w kieszeni. Miałam szczęście bo leżał na plecach, więc mogłam sprawdzić obie kieszenie. Z lewej strony niczego nie było, a z drugiej jak obeszłam łóżko, zauważyłam wystający z kieszeni czerwony prostokąt. Sięgnęłam ręką do jego kieszeni. Ale on ubrał ciasne spodnie, nie mogłam go wyciągnąć. Szarpnęłam mocniej i się udało, ale za to obudziłam Leona.
-Violetta?-zapytał lekko się podnosząc na rękach
-Przepraszam, że cię obudziłam. Nic ci nie jest?-zapytałam
-Nie. Na razie czuję się dobrze.-popatrzył się na moja rękę, w której trzymałam jego komórkę-Mam takie pytanie. Co ty przed chwilą robiłaś?
-Wyciągałam telefon z kieszeni i twoje następne pytanie, doktor potrzebuje numerów twoich rodziców.
-Ale po co? Przecież nic mi nie jest.
-Wiedziałeś, że masz uczulenie na truskawki?
-Tak-powiedział i odwrócił głowę do ściany, a ja lekko usiadłam obok niego na szpitalnym łóżku.
-Leon, nie martw się wszystko będzie dobrze-powtórzyłam słowa Francesci i pocałowałam go w policzek, a on popatrzył się na mnie.
-Kocham cię-powiedział cicho
-Ja ciebie też. A teraz muszę zanieść numery, więc zaraz wrócę-powiedziałam i wyszłam z sali. po drodze do gabinetu, włączyłam wyświetlacz i ukazało mi się 9 kropek. Muszę wpisać wzór. On miał chyba pierwszą literę swojego imienia. Przejechałam palcem po ekranie i nie odblokowałam go. Czy on musi zmieniać te hasła cały czas? Wróciłam się do jego sali.
-Tak szybko?-zapytał śmiejąc się pod nosem, przed który mu włożyłam telefon.
-Czy ty musisz zmieniać cały czas te hasła? Co chwila masz inne.
-A pomyśl jakie to może być hasło. Mogę ci podpowiedzieć, że to pierwsza litera imienia, dziewczyny, którą kocham nad życie.
-'V', ale dlaczego akurat moja litera-zapytałam odblokowując ekran
-Bo cię kocham
-Ja ciebie też, ale nie zmieniaj więcej hasła-powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
-Spodobało ci się?
-Może-powiedziałam wychodząc za drzwi.
Gdy zapukałam do drzwi gabinetu. Usłyszałam słowo 'proszę', więc weszłam.
-Co tak długo?-uśmiechną się lekarz
-Bo nie mogłam odblokować telefonu i tak jakoś.
-Dobrze, dobrze. To podałabyś mi te...
-Tak oczywiście-powiedziałam i zaczęłam dyktować doktorowi liczby.
-Dziękuję-powiedział, a ja wyszłam z sali i powędrowałam do Leona.
-I co zaraz tu będą?
-Nie wiem, bo jeszcze nie dzwonił. A co teraz będziesz robił?-postanowiłam zmienić temat
-Leżał, a wiesz może kiedy mnie wypuszczają?
-Jeszcze dzisiaj-uśmiechnęłam się do niego, a on się do mnie przybliżył i prawie dotknęliśmy swoich ust. przerwał nam ktoś wbiegający do sali. To była Francesca.
-Przepraszam, że...
-Nie przejmuj się
-Jak się czujesz?-pytanie skierowała do Leona
-Jak widać dobrze-objął mnie ramieniem
-Fran, a gdzie ty byłaś jak ja poszłam do doktora?
-Byłam w Studiu, usprawiedliwić was i przy okazji ja się zwolniłam-uśmiechnęła się
-Nie musiałaś.
-Ale chciałam i muszę was przeprosić, bo z kimś się umówiłam-powiedziała będą przy drzwiach
-A zdradzisz mi z kim?-zapytałam z nadzieją, że mi powie
-Tobie tak, ale temu tutaj nie-powiedziała i wyszła, a ja popatrzyłam się na Leona. W tej chwili dostałam sms'a. Zaczęłam grzebać po torebce w celu znalezienia przedmiotu. Po chwili znalazłam. Zobaczyłam, kto przysłał mi wiadomość. To była...
Podoba się????????????????????
KOMENTUJCIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
środa, 11 czerwca 2014
Rozdział 41
-Leon zastanawiam się gdzie był twój brat dzisiaj rano?
-Nie wiem, ale to mnie nie obchodzi. Jest pełnoletni i niech robi co chce.
-Rozumiem-powiedziałam cichym głosem
-Nie bój się. On nic ci nie zrobi. Wczoraj był pijany więc...-zaczął Leon, chyba wyczuł, że się denerwuje
-Tak wiem-odparłam, bo nie chciałam powracać do wczorajszych rzeczy, które się wydarzyły.
-Dzieciaki zamawiacie coś?-zapytał Luca podchodząc do naszego stolika z notesikiem w ręce
-Tak ja poproszę koktajl truskawkowy, a ty Leon?
-Ja poproszę wiśniowy-powiedział Leon z uśmiechem na twarzy
-Zaraz będą-powiedział Luca i pobiegł w podskokach po napoje
-Leon zaczekaj na mnie chwilkę, bo idę do toalety-powiedziałam i ruszyłam w stronę łazienki.
Leon
Jak tylko Violetta wstała, Luca przyniósł koktajle.
-Dzięki. To ile płace.
-Masz na koszt firmy.
-Okej-powiedziałem, a on odszedł.
Pociągnąłem jednego łyka różowego napoju. Był bardzo pyszny, taki sam jak moja Viola. Po chwili koło mnie usiadła moja dziewczyna.
-Co tak długo?-zapytałem
-Yyyy...no...
-Dobra nie tłumacz się, tu masz swój koktajl-powiedziałem po czym podałem jej do ręki różowy napój. Siedzieliśmy w ciszy. W pewnej chwili, poczułem, ze jest mi duszno.
-Ale tu jest gorąco.
-Nie jest wcale gorąco-odpowiedziała spokojnie Violetta.
A ja po jej słowach zacząłem się dusić i kaszleć. To było coś koszmarnego nie móc oddychać.
-Leon co ci jest?!-Violetta momentalnie wstała z krzesła-Pomocy!!!
Violetta
To coś strasznego, Leon się dusi. Ale dlaczego?
-Pomocy!!! Niech, ktoś mi pomoże!-krzyczałam i natychmiast koło mnie pojawił się Luca z Fran i wiele innych ludzi.
-Dzwońcie po karetkę!-krzyknął Luca
Francesca od razu chwyciła za telefon i zadzwoniła na pogotowie. Leon coraz bardziej się dusił. Po krótkiej chwili zjawili się lekarze, którzy bardzo szybko wzięli Leona do pojazdu i ruszyli do szpitala na sygnale. Pytałam się ich czy mogę z nimi jechać, ale oni mi nie pozwolili. Nie wiem dlaczego. Bardzo martwię się o Leona, jeszcze o nikogo w życiu się tak nie bałam. Rozpłakałam się i chyba moja przyjaciółka to zauważyła. Podeszła do mnie.
-Fran, dlaczego?!-mówiłam ocierając łzy z twarzy
-Violu spokojnie, jemu nic nie będzie-próbowała mnie pocieszać Francesca
-Ale dlaczego to właśnie jemu się przytrafiło-wtuliłam się w dziewczyne, która przytuliła mnie do siebie jeszcze bardziej.
-Violu...
-Ja chcę do niego jechać. Nie zostawię go tam samego-powiedziałam, po czym skierowałam się w stronę wyjścia
-Violu, poczekaj! Luca cię zawiezie, bo to trochę daleko-powiedziała Fran.
Po krótkiej chwili siedzieliśmy w trójkę w samochodzie. Luca jechał bardzo szybko, widocznie mu się gdzieś śpieszyło, bo gdy nas tylko wysadził, odjechał z piskami w stronę centrum miasta. Ja natychmiast wbiegłam do recepcji.
-Przepraszam gdzie znajdę Leona Verdasa?
-A kim pani dla niego jest?-zapytała pielęgniarka
-Jestem jego dziewczyną.
-Piętro 5 sala 123
-Dziękuję-powiedziałam i pobiegłam w stronę windy. Gdy się otworzyła było w niej dużo ludzi, więc zrezygnowałam i poszłam po schodach. Po chwili byłam pod salą 123. Zajrzałam przez małą szybkę prze drzwi i zobaczyłam koło łóżka chłopaka mnóstwo lekarzy. Nacisnęłam na klamkę, ale drzwi się nie otworzyły, były zamknięte. Zrezygnowana usiadłam na krześle, które znajdowało się pod salą. Schowałam twarz w rękach i zaczęłam myśleć o wydarzeniach, które dzisiaj się wydarzyły. Poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Podniosłam głowę i ujrzałam zdyszaną Fran.
-Violu wszystko będzie dobrze.
-Mówisz mi to już drugi raz, a nic nie jest dobrze. Co jak jemu coś się stało. Z jakiego normalnego powodu człowiek się dusi?-mówiłam przez lzy
-Violu...-zaczęła Fran
-Nie!!!-krzyknęłam wstając z krzesła i w tym samym momencie z pomieszczenia wyszedł lekarz i dziwnie na mnie spojrzał-Co z nim?-dopytywałam się
-Pani to..
-Jego dziewczyna-dokończyłam
-Zapraszam panią na chwilę do mojego gabinetu-poszłam za lekarzem w białej pelerynie-A więc...
I jak podoba się.
Wiem, że trochę nie wyszedł,
ale jest jaki jest.
Komentujcie
-Nie wiem, ale to mnie nie obchodzi. Jest pełnoletni i niech robi co chce.
-Rozumiem-powiedziałam cichym głosem
-Nie bój się. On nic ci nie zrobi. Wczoraj był pijany więc...-zaczął Leon, chyba wyczuł, że się denerwuje
-Tak wiem-odparłam, bo nie chciałam powracać do wczorajszych rzeczy, które się wydarzyły.
-Dzieciaki zamawiacie coś?-zapytał Luca podchodząc do naszego stolika z notesikiem w ręce
-Tak ja poproszę koktajl truskawkowy, a ty Leon?
-Ja poproszę wiśniowy-powiedział Leon z uśmiechem na twarzy
-Zaraz będą-powiedział Luca i pobiegł w podskokach po napoje
-Leon zaczekaj na mnie chwilkę, bo idę do toalety-powiedziałam i ruszyłam w stronę łazienki.
Leon
Jak tylko Violetta wstała, Luca przyniósł koktajle.
-Dzięki. To ile płace.
-Masz na koszt firmy.
-Okej-powiedziałem, a on odszedł.
Pociągnąłem jednego łyka różowego napoju. Był bardzo pyszny, taki sam jak moja Viola. Po chwili koło mnie usiadła moja dziewczyna.
-Co tak długo?-zapytałem
-Yyyy...no...
-Dobra nie tłumacz się, tu masz swój koktajl-powiedziałem po czym podałem jej do ręki różowy napój. Siedzieliśmy w ciszy. W pewnej chwili, poczułem, ze jest mi duszno.
-Ale tu jest gorąco.
-Nie jest wcale gorąco-odpowiedziała spokojnie Violetta.
A ja po jej słowach zacząłem się dusić i kaszleć. To było coś koszmarnego nie móc oddychać.
-Leon co ci jest?!-Violetta momentalnie wstała z krzesła-Pomocy!!!
Violetta
To coś strasznego, Leon się dusi. Ale dlaczego?
-Pomocy!!! Niech, ktoś mi pomoże!-krzyczałam i natychmiast koło mnie pojawił się Luca z Fran i wiele innych ludzi.
-Dzwońcie po karetkę!-krzyknął Luca
Francesca od razu chwyciła za telefon i zadzwoniła na pogotowie. Leon coraz bardziej się dusił. Po krótkiej chwili zjawili się lekarze, którzy bardzo szybko wzięli Leona do pojazdu i ruszyli do szpitala na sygnale. Pytałam się ich czy mogę z nimi jechać, ale oni mi nie pozwolili. Nie wiem dlaczego. Bardzo martwię się o Leona, jeszcze o nikogo w życiu się tak nie bałam. Rozpłakałam się i chyba moja przyjaciółka to zauważyła. Podeszła do mnie.
-Fran, dlaczego?!-mówiłam ocierając łzy z twarzy
-Violu spokojnie, jemu nic nie będzie-próbowała mnie pocieszać Francesca
-Ale dlaczego to właśnie jemu się przytrafiło-wtuliłam się w dziewczyne, która przytuliła mnie do siebie jeszcze bardziej.
-Violu...
-Ja chcę do niego jechać. Nie zostawię go tam samego-powiedziałam, po czym skierowałam się w stronę wyjścia
-Violu, poczekaj! Luca cię zawiezie, bo to trochę daleko-powiedziała Fran.
Po krótkiej chwili siedzieliśmy w trójkę w samochodzie. Luca jechał bardzo szybko, widocznie mu się gdzieś śpieszyło, bo gdy nas tylko wysadził, odjechał z piskami w stronę centrum miasta. Ja natychmiast wbiegłam do recepcji.
-Przepraszam gdzie znajdę Leona Verdasa?
-A kim pani dla niego jest?-zapytała pielęgniarka
-Jestem jego dziewczyną.
-Piętro 5 sala 123
-Dziękuję-powiedziałam i pobiegłam w stronę windy. Gdy się otworzyła było w niej dużo ludzi, więc zrezygnowałam i poszłam po schodach. Po chwili byłam pod salą 123. Zajrzałam przez małą szybkę prze drzwi i zobaczyłam koło łóżka chłopaka mnóstwo lekarzy. Nacisnęłam na klamkę, ale drzwi się nie otworzyły, były zamknięte. Zrezygnowana usiadłam na krześle, które znajdowało się pod salą. Schowałam twarz w rękach i zaczęłam myśleć o wydarzeniach, które dzisiaj się wydarzyły. Poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Podniosłam głowę i ujrzałam zdyszaną Fran.
-Violu wszystko będzie dobrze.
-Mówisz mi to już drugi raz, a nic nie jest dobrze. Co jak jemu coś się stało. Z jakiego normalnego powodu człowiek się dusi?-mówiłam przez lzy
-Violu...-zaczęła Fran
-Nie!!!-krzyknęłam wstając z krzesła i w tym samym momencie z pomieszczenia wyszedł lekarz i dziwnie na mnie spojrzał-Co z nim?-dopytywałam się
-Pani to..
-Jego dziewczyna-dokończyłam
-Zapraszam panią na chwilę do mojego gabinetu-poszłam za lekarzem w białej pelerynie-A więc...
I jak podoba się.
Wiem, że trochę nie wyszedł,
ale jest jaki jest.
Komentujcie
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)







.jpg)






.jpg)




